Kiedyś papież Franciszek zauważył, że katolicy przypominają nieraz ludzi wracających z pogrzebu.
Naszemu nawykowi smucenia się próbujemy nadawać duchową nobilitację. Św. Paweł tymczasem popada – jak się wydaje – w przesadę, gdy zachęca do tego, by „zawsze się radować”. Jakim cudem można osiągnąć taki stan ducha i w nim wytrwać? Otóż Pawłowa recepta na radość jest następująca: „Nieustannie się módlcie, ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie”. Skąd wziął się smutek ewangelicznego młodzieńca, który spotkał Jezusa? Być może stąd, że zlekceważył on ważne wezwanie, które usłyszał od Zbawiciela. Zignorowanie chwili, gdy Bóg przemawia do ludzkiego serca, może wiele kosztować. Pewien starszy mężczyzna, z którym głosiłem katechezy w parafiach, był gawędziarzem i lubił sypać dowcipami. Jednego razu powiedział: „Zmarnowałem swoje powołanie” i zalał się łzami. Swój smutek przykrył grubą warstwą wesołkowatości i gadulstwa. „Wiem – dodał – że Bóg mnie kocha i wdzięczny Mu jestem za to, że pozwala mi robić to, co robię. Ale boli mnie, że kiedyś powiedziałem Mu »nie«”. Podobną historię przeżyłem z grupą młodych osób ze Skandynawii, której postanowiłem pokazać życie zakonne. Dostałem pozwolenie na spotkanie ze wspólnotą sióstr kontemplacyjnych. Ci młodzi ludzie, gdy zobaczyli równie młode i piękne siostry, opowiadające im o swoim życiu i powołaniu, zaczęli jeden po drugim płakać. „Czemu płakaliście” – zapytałem po wyjściu z klasztoru. W odpowiedzi usłyszałem: „Chodzimy na dyskoteki, palimy marihuanę, mamy modne ciuchy i jesteśmy przygnębieni. A one zamknęły się za kratą, odziały w jednakowe habity, recytują swe modlitewki i tryskają radością”. Myślę, że tamtego dnia zrozumieli coś bardzo ważnego.
„Pewna kobieta napisała do mnie – opowiadał abp Fulton Sheen – że jej mąż od około 40 lat pozostaje poza Kościołem. Zadzwoniłem do niej i poprosiłem, aby przyszli do domu kard. Gilroya. Po krótkim powitaniu z jej mężem powiedziałem: – Proszę uklęknąć. – Po co? – zapytał. – Wyspowiada się pan. Bez ociągania przystąpił do bardzo dobrej spowiedzi. Kiedy wychodził, niemal tańczył z radości”. Ten sam abp Sheen napisał w swej autobiografii: „Postanowiłem sobie, że każdego dnia spędzę całą godzinę świętą przy naszym Panu obecnym w Najświętszym Sakramencie. Święta godzina nigdy nie była dla mnie ciężarem, a zawsze stanowiła źródło radości. Stała się dla mnie jak butla tlenowa, która w zatęchłej atmosferze świata pozwala ponownie poczuć tchnienie Ducha Świętego. Jeśli nawet wydawało mi się, że nie mam z niej żadnych korzyści i odczuwałem brak duchowej bliskości, miałem przynajmniej wrażenie, że jestem jak pies warujący u drzwi pana na wypadek, gdyby ten miał go wezwać”. Rankiem 9 grudnia 1979 r. ciało Fultona Sheena zostało odnalezione w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem. •
ks. Robert Skrzypczak