Niemieccy maturzyści nie są uczeni o historii okupacji Polski podczas II wojny światowej, zbrodniach na ludności cywilnej, Powstaniu Warszawskim - mówi w rozmowie z PAP szefowa berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego Hanna Radziejowska. Dodaje, że jej instytucja zamierza to zmienić.
"W niemieckich kompendiach przygotowujących do matury z historii nie omawia się przebiegu okupacji Polski podczas II wojny światowej poza wskazaniem daty i przyczyny wybuchu wojny oraz przedstawianymi w kontekście Holokaustu lokalizacjami obozów zagłady. W ośmiu przeczytanych przeze mnie podręcznikach nie było słowa o terrorze i zbrodniach na polskiej inteligencji i ludności cywilnej, o Powstaniu Warszawskim, polskim państwie podziemnym i rządzie na emigracji. O Armii Krajowej znalazłam jedną wzmiankę" - zaznacza badaczka.
"Łączy nas historia tysiącletniego sąsiedztwa, w XX w. była ona bardzo trudna, dlatego obie strony powinny ją znać i się o niej uczyć" - podkreśla Radziejowska. "Niemiecka edukacja musi i powinna zacząć uwzględniać polską historię, tak jak w polskich szkołach uczymy się o historii Niemiec" - uzupełnia.
Szefowa berlińskiej filii Instytutu tłumaczy, że opis II wojny światowej, który wyłania się z niemieckich podręczników do matury (czyli poziomu Sekundarstufe 2), oprócz chronologicznego przebiegu wydarzeń całej wojny, koncentruje się wokół dwóch tematów: Holokaustu i historii niemieckiego ruchu oporu wobec III Rzeszy. Dodaje, że dokładna analiza programów nauczania i podręczników w zdecentralizowanym niemieckim systemie oświaty, który różni się w zależności od kraju związkowego, wymaga dokładnego omówienia. Zauważa jednak pewne ogólne trendy, przegląd tematów, których znajomość jest wymagana od niemieckich maturzystów.
Jako przykład Radziejowska podaje jedno z kompendiów przygotowujących do matury z historii, obejmujące lata 1815-1945. "W tej 335-stronicowej książce polskiej tematyce poświęcono 54 linijki tekstu, które w skrócie przedstawiają historię Polski od XVIII wieku do 1939 r., oraz granice w 1945 r. i wypędzenie Niemców z dzisiejszych Ziem Zachodnich. 20 stron przeznaczono na historię Holokaustu, 13 na szczegółowe omówienie niemieckich grup oporu przeciwko III Rzeszy" - opisuje.
Rozmówczyni PAP zaznacza, że w części dotyczącej ratowanie Żydów pojawia się tylko jeden przykład - niemieckiego fabrykanta Oskara Schindlera. W innym podręczniku, w którym znajdują się analogiczne proporcje i dobór materiału, na mapie prezentującej nowe granice państw po 1945 r., na Ziemiach Zachodnich - które przypadły Polsce w zamian za utratę tzw. Kresów z Lwowem i Wilnem na rzecz ZSRR - znajduje się duży napis "reparacje" - zauważa.
Radziejowska zwraca również uwagę na to jak w niemieckich kompendiach przedstawia się liczbę ofiar wojny. W każdym z podręczników figuruje tylko całkowita liczba 6 mln wymordowanych Żydów Europy, polscy Żydzi nie są w żaden sposób wyodrębnieni - relacjonuje. W różnych książkach wymienia się poszczególne grupy i kategorie ofiar, zazwyczaj oddzielnie mówi się tam o ludobójstwie Sinti i Romów, ofiarach eutanazji, homoseksualistach czy jeńcach wojennych; pojawiają się też bardziej ogólne, ale nieprecyzyjne kategorie w rodzaju "poległych żołnierzy", "sowieckich Żydów" czy "cywilów polskich i sowieckich". Jak podkreśla badaczka, "to oznacza, że niemiecki maturzysta nie dowie się, że Polska straciła w sumie 6 mln swoich obywateli, w tym 3 mln polskich Żydów".
Instytut Pileckiego rozpoczął prace nad badaniem stanu świadomości historycznej niemieckiej młodzieży na temat historii Polski - mówi szefowa jego berlińskiego oddziału. Wyjaśnia, że nie chodzi tylko o analizowanie treści podręczników czy programów nauczania, ale o rzetelne zbadanie realnej wiedzy młodych Niemców o Polsce i jej historii. Takie badanie byłoby bazą do opartej na faktach dyskusji nad niemieckim nauczaniem historii i pozwoliłoby też projektować dalsze działania mające na celu wypełnienie "pustego miejsca w niemieckiej pamięci" dotyczącego zbrodni w okupowanej Polsce - uzupełnia.
Jak zauważa rozmówczyni PAP, w niemieckich podręcznikach omawiany jest temat wojny totalnej (niem. Vernichtungskrieg) i jej konsekwencji, ale pojawia się dopiero w kontekście napaści III Rzeszy na ZSRR w czerwcu 1941 r., nie 1 września 1939 r. Podręczniki odnotowują zbrodnie przeciwko ludności cywilnej w okupowanej Europie na przykładzie francuskiego Oradour-sur-Glane czy czeskich Lidic (w każdym z tych miejsc zginęło po kilkaset osób). Brak w tym miejscu jakichkolwiek wzmianek o spaleniu i wymordowaniu kilkuset polskich wsi, tragicznych losach Zamojszczyzny czy rzezi warszawskiej Woli (gdzie w trzy dni zamordowano 30-40 tys. osób) - zwraca uwagę Radziejowska. Dodaje, że za pozytywne można uznać pojawienie się w każdym podręczniku tematyki współpracy III Rzeszy z ZSRR i paktu Ribbentrop-Mołotow.
Badaczka podkreśla, że bardzo dobrą informacją są niedawne decyzje Bundestagu o stworzeniu w Berlinie dwóch nowych centrów dokumentacyjnych. Pierwsze będzie poświęcone przebiegowi i ofiarom niemieckiej okupacji na różnych terenach Europy, drugie ma być częścią miejsca pamięci polskich ofiar II wojny światowej i skupiać się na okupacji w Polsce, jej ofiarach i ogólniejszej tematyce stosunków niemiecko-polskich.
Według Radziejowskiej żadne z tych działań nie zastąpi jednak systemowej edukacji prowadzonej w szkołach. Jest ona niezbędna szczególnie teraz, gdy rośnie pokolenie Niemców, które nie ma żadnej świadomości wyrządzonych Polsce krzywd - uzupełnia.
Szefowa Instytutu przypomina tegoroczną dyskusję w Niemczech dotyczącą upamiętnienia polskich ofiar niemieckiej okupacji w Berlinie. Wielu niemieckich badaczy i polityków protestowało przeciwko takiemu pomnikowi mówiąc o szkodliwym wymiarze nacjonalizacji pamięci i tworzeniu sytuacji "konkurencji pamięci". W tego typu wypowiedziach podkreślano niebezpieczeństwo opowiadania historii z perspektywy narodu - mówi Radziejowska. "To podejście szczególnie dziwi w świetle stricte narodowej, niemieckiej perspektywy treści zawartych w podręcznikach do matury. Jest to szczególnie widoczne przy omawianiu oporu wobec III Rzeszy, gdzie znajduje się tylko i wyłącznie opis niemieckich środowisk opozycyjnych" - ocenia badaczka.
"Po lekturze tych podręczników w ogóle przestało mnie dziwić, że aż 30 proc. Niemców uważa, iż ich dziadkowie działali w ruchu oporu, a tylko 2 proc. z nich sądzi, że ich przodkowie tworzyli III Rzeszę" - konkluduje Radziejowska przypominając badania opublikowane w dzienniku "Die Zeit" z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej.