Trzeba pokazywać przykłady świętych kapłanów, ale w taki sposób, by nie uczyć czytelników, że to kapłan jest najważniejszy.
Niedawno znalazłem w internecie reklamę biografii pewnego znanego księdza. Wydawca przekonywał, że książka „to hołd i podziękowanie za życie i nauczanie księdza”. Być może nie ma w tym nic złego, ale zacząłem się zastanawiać, czy nie wyrządzamy księdzu krzywdy, koncentrując uwagę potencjalnych czytelników na jego osobie. Wolałbym zupełnie inną zachętę do przeczytania takiej biografii: „historia życia tego kapłana zbliży cię do Chrystusa”. Właściwie to samo, bo też chwalimy za życie i posługę, ale hołd chciałbym składać tylko Chrystusowi. Bez wątpienia trzeba pokazywać przykłady świętych kapłanów, ale w taki sposób, by nie uczyć czytelników już od samego początku, że to kapłan jest najważniejszy.
Z innym przykładem dziwnego religijnego marketingu spotkałem się kilka lat temu, gdy recenzowałem dzienniki dominikańskiego teologa. Należał on do grupy tych teologów, którzy wpłynęli znacząco na orzeczenia Soboru Watykańskiego II. Jednak zanim do tego doszło, musiał zderzyć się z niezrozumieniem ze strony swoich przełożonych. Wydawca oczywiście podkreślił ten fakt, pisząc na okładce, że jest to książka: „zaskakująca, fascynująca i… gorsząca”. Naprawdę nie mam pojęcia, po co katolicki wydawca wypuszcza w świat gorszącą książkę. Prawdopodobnie, umieszczając na obwolucie słowo „gorsząca”, żywił tylko nadzieję, że książka zostanie zakupiona przez większą liczbę czytelników. Ciekawe, że jeszcze trzydzieści lat temu zachęcano do lektury tego samego autora, pisząc, że jego teologia „oświeca, uspokaja, umacnia”.
Czasem dajemy się ponieść marketingowej fantazji ze szkodą dla treści. Najlepszą rekomendację książki religijnej sformułowała kiedyś Edyta Stein. W czasie wakacji u przyjaciół zatrzymała się przed ich biblioteczką. „Sięgnęłam na chybił trafił i wyciągnęłam grubą książkę. Nosiła ona tytuł: »Życie św. Teresy z Avila napisane przez nią samą«. Zaczęłam czytać, zostałam zaraz pochłonięta lekturą i nie przerwałam, dopóki nie doszłam do końca. Gdy zamykałam książkę, powiedziałam do siebie: »To jest prawda!«”. •
o. Wojciech SURÓWKA OP