Zdarza się, że głos Boga milknie. I tylko On wie, dlaczego tak się dzieje. Nie znaczy to, że przestaje istnieć. Wręcz przeciwnie – realista wierzący w Niego wie, że odstąpienie od wiary oznaczałoby wówczas coś kompletnie nierozumnego.
Uśmiech racjonalisty
Ten Głos, który umilkł, wiele lat wcześniej skarcił Abrahama i jego żonę za niedowiarstwo. Ba – za śmiech niedowierzania! Abram miał wówczas dziewięćdziesiąt dziewięć lat i syna zrodzonego z niewolnicy oddanej mu przez niepłodną żonę. Ukazał mu się Pan i powiedział: „Żony twej nie będziesz nazywał imieniem Saraj, lecz imię jej będzie Sara. Błogosławiąc jej, dam ci i z niej syna, i będę jej nadal błogosławił, tak że stanie się ona matką ludów i królowie będą jej potomkami”. Wówczas Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się. Dlaczego? Bo zaczął po ludzku analizować to, co obiecał mu Bóg. Czy możliwe jest, by stuletniemu człowiekowi urodził się syn? Oczywiście, że nie. Rozpoczyna więc ten starzec dialog z Bogiem, usiłując być grzecznym i jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Ależ nie, aż tak się nie trudź, zdaje się mówić uprzejmie, „oby przynajmniej Izmael żył pod Twoją opieką!”. Człowiek zaniża próg możliwości Boga zawsze wtedy, gdy skupia się na sobie. Reakcja Abrahama przypomina nieco reakcję Achaza z siódmego rozdziału Księgi Izajasza. Bóg mówi do niego: „Proś o znak”. Ten odpowiada: „Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę”. Interweniuje prorok: „Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”.
Zadziwiające, że takie „starcie” łaskawości Boga i małoduszności człowieka ma w Biblii zazwyczaj miejsce w kontekście poczęcia się nowego życia. Sara, żona Abrahama, zareagowała podobnie. Kiedy Bóg zawitał do nich w gościnę, na słowa: „O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona, Sara, będzie miała wtedy syna”, uśmiechnęła się do siebie rozbawiona tym pomysłem, że w wieku, w którym jest, miałaby rodzić. Na domiar złego upomniana potem przez Boga, przerażona, idzie w zaparte, twierdząc, że wcale się nie śmiała. „Nie. Śmiałaś się!” – odpowiada Pan.
Dlaczego ten niepozorny uśmiech obojga małżonków, złagodzony u Abrahama gestem prostracji – oddania Bogu czci, ma aż takie znaczenie, że poświęcono mu tyle miejsca? Bo kiedy zapowiedź tego, co ma się wydarzyć, budzi niedowierzanie, można zareagować różnorako. Można zadawać pytania, okazywać zdziwienie. Tak zachowała się „zmieszana pozdrowieniem anioła” Maryja. Można wątpić, przedstawiać argumenty stojące w opozycji do tego konkretnego scenariusza. Tak zachowuje się większość z nas. Można wreszcie wyśmiać ten plan, nawet nie mając złych intencji, uznać go za tak absurdalny, niemieszczący się w głowie, zasługujący jedynie na śmiech, potraktowanie w kategoriach żartu. Można wówczas pomyśleć: „Jestem realistą, wiem swoje!”. Co nie znaczy, że warto.
ks. Adam Pawlaszczyk