Aby „przyjąć życie”, trzeba być do tego przygotowanym. Nie chodzi o przeczytanie podręczników do życia, raczej o potraktowanie życia jako podręcznika. A Dawcy jako wiedzącego o nim wszystko.
W swoich „Studiach nad Augustynem” ksiądz Józef Ratzinger stwierdził, że Bóg może nas odnaleźć jedynie wówczas, gdy podąży za nami w głębiny naszej słabości. „To właśnie dzieje się w wierze” – skomentował przyszły papież. Fakt to równie oczywisty co łatwo umykający uwadze człowieka, który na własną rękę szuka wciąż Tego, którego znaleźć się nie da, jeśli samemu nie zostało się przezeń znalezionym. Po popełnieniu pierwszego grzechu Adam, zapytany przez Stwórcę, gdzie jest, odpowiedział, że się ukrył. „Przestraszyłem się, jestem nagi, ukryłem się”. Od tamtego momentu droga „z powrotem” to konieczne pozbywanie się lęku przed Bogiem, wstydu przed Bogiem i ostateczne wyjście z ukrycia przed Nim. To Jemu trzeba pozwolić działać. Innej drogi nie ma.
Zdziwiona grzechem
Zupełnie inaczej wygląda droga Matki Bożej, Niepokalanie Poczętej. Pięćdziesiąt lat temu w swoim rozważaniu zatytułowanym „Od pierwszego uderzenia serca” ksiądz Jan Twardowski postawił sobie dwa pytania. Pierwsze: Na czym polega istota Niepokalanego Poczęcia? Odpowiedział na nie: „Chyba na tym, że od samego początku, od pierwszego uderzenia serca, Maryja była zwrócona tylko ku Bogu”. Drugie: Jaki jest stosunek Niepokalanej do grzechu? Odpowiedź brzmi: „Ona jest chyba niesłychanie zdziwiona, patrząc na grzech. Chyba grzechu nie może pojąć: Jak można grzeszyć, skoro jest Bóg?!”.
Tak, Niepokalana jest inna. Niż my, których grzech nie dziwi, wyrośli z ziemi, na której grzeszyć jest chlebem powszednim. Musiała być inna, tego zechciał Bóg, stąd słowa anioła zwiastującego Jej Boże macierzyństwo zapisane w Akatyście: „Witaj, o wysokości, pojęciom ludzkim niedostępna; Witaj, głębino, nawet anielskim okiem niezbadana; Witaj, bo jesteś tronem Króla; Witaj, bo dźwigasz Tego, co wszystkie dźwiga rzeczy…”. Ta głębina niezbadana anielskim okiem stała się jednak, jako skromna nazaretańska panna, obiektem anielskiego spojrzenia, gdy „oto poczniesz i porodzisz Syna” w przestrzenie ludzkiej cielesności wpisało wcześniejsze pozdrowienie – „Pełna łaski”. Jedno z drugim jest, owszem, nierozłączne. Każde z nich włączone zostało w historię niwelowania zapisu starożytnej winy. Co nie oznacza, że Maryja nie była osobą wolną, mającą możliwość wygonić anioła za drzwi, jak każdy z nas.
Czego możemy nauczyć się od Niej, wiodącej los normalnej żydowskiej kobiety, która w jednej chwili stała się „raną zadaną demonom”? Opis zwiastowania, jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu ludzkości, jest bardzo krótki. I bardzo treściwy. Maryja „zmieszała się”. „Rozważała w swoim sercu” – napisał święty Łukasz. Słowa, które Maryja w tej scenie wypowiada, są owocem milczącego zmieszania i rozważania. I cóż… to jedne z nielicznych słów, które z Jej ust w ogóle padną. Owszem, nie bała się aniołowi zadać pytania. Ale to w Jej milczeniu był zalążek decyzji, którą następnie wyraziła słowami. Czy nie taki miał być potem Jej los? W dniu Pięćdziesiątnicy, czyli w dniu widzialnej inauguracji Kościoła, Maryja weźmie udział w tym, co się stanie. Będzie w Wieczerniku, będzie trwała na modlitwie, usłyszy Piotra, który pod wpływem Ducha Świętego wypowie pierwszą chrześcijańską katechezę. I nie odezwie się ani słowem. A przynajmniej nikt Jej słów nie odnotuje. Matka Kościoła, która w dniu jego narodzin milczy? A czy nie milczała, gdy w Betlejem rodziła jego Założyciela?
ks. Adam Pawlaszczyk