Puste europejskie kościoły są symbolem pustki zalegającej w sercach tych, którzy wygnali Chrystusa.
Nowe pokolenie Europejczyków jest opisywane w gazetach jako pokolenie stracone, które płaci kryzysami. Górę biorą u nich zagubienie, frustracja i upokorzenie, bo czują się traktowani (także przez media) jak frajerzy, ofiary systemu, który każe im płacić za błędy poprzednich pokoleń. Mają rozpychać się w bitwie o intratne stanowiska, zdobywać kolejne dyplomy, dbać o „wypasione” CV, pracować nad wyglądem i poszerzać grono znajomych na fejsie. Tylko nie ma nikogo, kto by im wyjaśnił, kim jesteśmy i dla czego warto żyć. Menedżerowie ich świetlanej przyszłości zabiegają o to, by nie stawiali w swych życiowych aspiracjach na Kościół i rodzinę. Mają być otwarci na postępowe i proeuropejskie „wartości”. Fabrice Hadjadj pisał, że „młody człowiek nie szuka jedynie racji życia, lecz przede wszystkim – ponieważ nie możemy żyć nieustannie – racji, by móc je poświęcić. Tymczasem dziś w Europie istnieją jeszcze jakieś powody, dla których warto oddać życie? Wolność słowa? Niech będzie. Ale co takiego ważnego mamy do powiedzenia? Jaką Dobrą Nowinę mamy dla świata?”. Cóż, choćbyśmy mieli ręce pełne, serca mamy puste.
Święty Paweł przebija się przez dzisiejsze warstwy duchowego zagubienia z niesamowitą wiadomością: „Świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was (…). W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie”. Oto recepta chrześcijanina na pokonanie wewnętrznej pustki. Maria Concepción „Conchita” Cabrera de Armida, błogosławiona żona i matka dziewięciorga dzieci, żyjąca w Meksyku w czasie prześladowań, notowała w swym szczerym „Dzienniku duchowym żony i matki”: „Kładąc się spać, brałam do ręki krzyż, i sama nie wiem, co się ze mną działo, gdy go kontemplowałam: czułam głębokie wewnętrzne poruszenie, jakby zanurzenie serca w Nim. Krzyż mnie przyciągał do siebie, wchłaniał mnie, czułam się tak, jakbym się w nim roztapiała; z oczu płynęły mi łzy. Wrażenie to jednak mijało, a ja wracałam do zwyczajnego życia, wypełnionego własną letniością oraz próżnymi, błahymi sprawami. Lecz przecież cierpiałam. Wśród licznych pochlebstw i rozrywek czułam w duszy pustkę, słyszałam w sobie głos, który mówił: »Nie po to się urodziłaś! Twoje szczęście jest gdzie indziej!«”. W innym miejscu zanotowała: „Widząc, że choć mam tak dobrego męża, to małżeństwo nie daje mi owej pełni, którą sobie wyobrażałam, sercem instynktownie zwróciłam się w stronę Boga, szukając w Nim tego, czego mi brakowało”. I na koniec stwierdziła: „Choćbym nie wiem jak bardzo walczyła, nie nasycę się miłością do stworzeń. To niemożliwe! Inny porządek rzeczy przyciąga mnie do siebie, rozbrzmiewa we mnie bez przerwy głos wewnętrzny: »twoje przeznaczenie nie kończy się tutaj; w górę, jeszcze wyżej«. To pragnienie boskości odrywa serce od ziemi, oczyszczając ziemskie afekty, nawet te najświętsze”. Teraz łatwiej zrozumieć, czym jest owo „utrwalenie się świadectwa Chrystusowego” w człowieku. •
ks. Robert Skrzypczak