Moment, w którym odpowiedzialny za wspólnotę lider – zarówno duchowny, jaki i świecki – mimo poczucia krzywdy i dotykającej go niesprawiedliwości decyduje się być posłuszny przełożonym, to najbardziej autentyczny papierek lakmusowy weryfikujący jego duchową dojrzałość i odpowiedzialność. Dlaczego? Bo głębokiej wiary, pokory i zaufania Bogu wymaga podporządkowanie się decyzjom, które – ujmując rzecz z naszej perspektywy – niszczą dzieło angażujące siły, serce, a często także całe nasze dotychczasowe życie. Wkraczamy wówczas na sprawdzoną drogę doskonałości, którą podążało przed nami wielu mistyków i świętych tej miary, co św. O. Pio, św. Szarbel, czy św. Jan Maria Vianney. To droga, której Bóg obficie błogosławi.
22.11.2020 17:00 GOSC.PL
Napięcie wokół tak zwanej Pustelni w Czatachowej, zamieszkującego w niej ks. Daniela Galusa (prezbitera Archidiecezji Częstochowskiej) oraz zgromadzonej przy nim wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa narastało od dłuższego czasu. Przyczynkiem do jego eskalacji były wypowiedzi ks. Galusa, który podczas jednego z październikowych spotkań modlitewnych w pustelni zakwestionował konieczność przestrzegania ścisłych wymogów reżimu sanitarnego, zachęcając zgromadzonych tam licznie wiernych do uwielbiania Boga bez maseczek ochronnych na twarzach i do odkażania się wodą święconą. Nagranie z tego spotkania trafiło do internetu i wywołało gorącą dyskusję, a częstochowska kuria wydała komunikat informujący o tym, że Metropolita Częstochowski abp Wacław Depo i Archidiecezja Częstochowska stanowczo odcinają się od tych poglądów. Zapowiedziano także dalsze kroki w sprawie ks. Galusa.
18 listopada na stronach Archidiecezji Częstochowskiej pojawiła się informacja o spotkaniu księdza Galusa z abp. Depo i bp Andrzejem Przybylskim, jakie dzień wcześniej miało miejsce w częstochowskiej kurii. Ks. Galus usłyszał decyzję o nakazie odbycia półrocznego czasu rekolekcyjnego odosobnienia, które ma służyć podjęciu samotnej modlitwy i pokuty. Łączy się to z koniecznością opuszczenia przez niego Pustelni w Czatachowej i przebywania we wskazanym przez kurię miejscu, a ponadto – z poleceniem powstrzymania się od publicznego sprawowania funkcji kapłańskich. Dzień później nastąpiła reakcja ks. Galusa. Prezbiter opublikował w mediach filmik, w którym zakwestionował podjęte przeciw niemu kroki, zarzucając przełożonym nękanie i próbę zdyskredytowania jego osoby oraz wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa; dał również do zrozumienia, że nie opuści Pustelni. Już następnego dnia kuria częstochowska wydała kolejne oświadczenie, informując, że w związku z oskarżeniami i pomówieniami ze strony ks. Galusa i związanych z nim osób konieczne jest przedstawienie całej złożoności oraz szerszego kontekstu sprawy, aby sprostować kłamstwa, które – zdaniem ks. Mariusza Bakalarza, rzecznika prasowego Archidiecezji Częstochowskiej – pojawiły się w wypowiedzi ks. Galusa. W konsekwencji upubliczniona została dość obszerna analiza, obejmująca nie tylko aktualną sytuację w Pustelni w Czatachowej, ale także historię jej powstania oraz status ks. Daniela Galusa wraz z odpowiedzią na stawiane przez niego zarzuty. Analiza sugeruje szereg różnego rodzaju nieprawidłowości w funkcjonowaniu Pustelni. Jaka będzie na to reakcja ks. Galusa?
Nie jest moją rolą rozstrzyganie, kto ma w tej sprawie rację i po czyjej stronie leży wina. Archidiecezja Częstochowska formułuje poważne zarzuty, z kolei ks. Daniel mówi o nieprawidłowościach w postępowaniu kurii i oczywiście, jeśli takie były, ma prawo je nazwać. Jednak jego następnym krokiem – i to akurat nie ulega wątpliwości – powinno być posłuszeństwo woli biskupa, nawet jeśli w jego osobistym odbiorze ma ona krzywdzący charakter. Osobiście rozumiem istotę napięcia, które towarzyszy tej sytuacji. Zresztą, pewnie nie tylko ja. Wielu liderów i odpowiedzialnych za wspólnoty identyfikujące się z ruchem charyzmatycznym wielokrotnie doświadczało trudu ścierania się charyzmatu i urzędu – tej dynamicznej i ewangelizacyjnej strony Kościoła z jego wymiarem instytucjonalnym. To trwające od wieków starcie jest zrozumiałe, trudne, ale zarazem i błogosławione. Trudne jest wtedy, gdy administracyjne decyzje zdają się gasić ducha, niszczyć lata pracy, ewangelizacji i ofiarnej posługi. Łatwo wówczas popaść w gniew, gorycz i rozżalenie, a nawet mniej lub bardziej otwarcie wystąpić przeciw przełożonym. Błogosławieństwo przychodzi wtedy, gdy uda się nam wreszcie uwolnić na moment od siebie, spojrzeć na rzeczywistości z perspektywy obowiązku czuwania nad duchowym ładem i teologiczną poprawnością, który spoczywa na instytucji Kościoła, a przede wszystkim – gdy zdołamy zgodzić się na pewną fundamentalną prawdę: żadne dzieło Boże, które dzieje się przez nas, nie należy do nas; jest własnością Pana, który może je zacząć, kiedy zechce i zakończyć, kiedy uzna to za stosowne, lub rozwinąć zgodnie ze swoją wolą – także bez naszego udziału. „Słudzy nieużytecznymi jesteśmy” (Łk 17, 10) – mówi Pismo Święte – i ta prawda musi nieustannie w nas pracować. Ona powinna być osią posługi każdego lidera w Kościele.
Co z tego wynika? Przede wszystkim to, że Bóg sam zatroszczy się o swe dzieło i uczyni to lepiej od nas. Gdy kurczowo się tego dzieła trzymamy albo gdy zawłaszczamy je dla siebie, zazwyczaj, to co wówczas realizujemy, przestaje się Bogu podobać. Instytucja Kościoła, choć często nas rani, staje się więc dla nas również swoistym wentylem bezpieczeństwa – chroni nas przed nami samymi, naszym subiektywizmem, egocentryzmem i przed popełnianymi błędami. Posłuszeństwo jest więc gwarancją bezpieczeństwa i możemy być pewni, że jeśli je wybieramy, podobamy się Bogu – niezależnie od konsekwencji. Dlatego w pierwszym rzędzie winniśmy posłuszeństwo tym, którzy w Kościele są naszymi przełożonymi – nawet jeśliby w swoich decyzjach błądzili. To najbardziej bezpieczna droga nie tylko dla nas, ale także dla naszych wspólnot. Subiektywne przekonanie, że to my wiemy najlepiej, zazwyczaj okazuje się złudne, a zawsze jest uprzywilejowanym terenem działania złego ducha. On uwielbia nieposłuszeństwo, związaną z nim pychę i konflikt, który powstaje z tego związku jako jego zatruty owoc. W efekcie cierpi na tym nie tylko sam lider, ale także wizerunek Kościoła, a przede wszystkim wierni, którzy takiemu liderowi zaufali – zwłaszcza, gdy jest on prezbiterem. Jeśli chodzi o obecną sytuację, to wysłuchałem uważnie oświadczenia ks. Daniela i mogę tylko dodać, że zwłaszcza jego końcówka brzmi bardzo niepokojąco – to de facto mniej lub bardziej wyraźne wypowiedzenie posłuszeństwa arcybiskupowi. Obawiam się, że jeśli ks. Galus wbrew decyzji przełożonych pozostanie w Pustelni, jednym ruchem przekreśli swą wieloletnią posługę i niewątpliwe dobro, którego także dzięki jego osobie tak wielu tam doświadczyło. Pozostaje tylko modlitwa i apel: Drogi Księże Danielu, niech Ksiądz nie idzie tą drogą. Ci, którzy na nią wchodzili i ci, którzy za nimi podążali, zawsze źle kończyli. To nie jest droga Kościoła.
Aleksander Bańka