To nie Polska i Węgry zablokowały unijny budżet. To Polskę i Węgry próbowano zmusić do przyjęcia reguł, na które się w Unii nie umawialiśmy.
18.11.2020 14:44 GOSC.PL
Ile lat trzeba być członkiem Unii, żeby nie musieć słuchać pouczeń ze strony „starszych” kolegów z Zachodu? Ba, ile lat trzeba być członkiem UE, by z własnego podwórka nie trzeba było słuchać wiecznie zakompleksionych elit, które za każdym razem, gdy Polska ośmiela się mieć własne zdanie, podnoszą lament o łamaniu „unijnej solidarności” i skazywaniu kraju na samotność i wykluczenie?
Jeśli po ponad 16 latach członkostwa ktoś jeszcze nie pojął, jak potężna gra interesów toczy się w Unii i jak ważne jest, by w tej grze wypracować sobie pozycję, którą wygrywa się mecze, a nie tylko uścisk dłoni kanclerz Niemiec, to znaczy, że nie rozumie, do jakiego klubu wstąpił.
W przypadku bezprawnej, pozatraktatowej próby powiązania budżetu z arbitralną oceną tzw. praworządności Polska musiała powiedzieć stanowcze „nie” – i dziwić się należy, że znalazła w tym tylko jednego sojusznika, Węgry. Choć warto zaznaczyć, że wsparcia (choć nie w formie weto) udzielił obu krajom premier Słowenii, mówiąc wprost, że przyjęcie takiego rozwiązania będzie oznaczało… koniec Unii Europejskiej.
Być może to pierwszy moment w historii naszego członkostwa w Unii, w którym polski rząd nie może ustąpić. Pomijając już bezprawny (bo wprowadzony z pominięciem traktatów) charakter samego mechanizmu, który od subiektywnej, politycznej oceny praworządności miałby uzależniać wypłatę środków unijnych, to niedopuszczalny jest również tryb, w jaki chciano go przemycić do ostatecznego „porozumienia”. Jeszcze w lipcu nie było mowy o bezpośrednim powiązaniu obu spraw, ba, Polska i Węgry wielokrotnie dawały do zrozumienia, że gdyby do tego doszło, będą zmuszone zawetować budżet (bo sam mechanizm przyjęty był większością kwalifikowaną, więc tam weto nie było możliwe). Dlaczego więc niemiecka prezydencja w porozumieniu z Parlamentem Europejskim i Komisją doprowadziła do nagłego wprowadzenia kontrowersyjnego zapisu?
Do poruszania się w takim klubie, jak UE, trzeba dorosnąć. Dorosłość oznacza także umiejętność powiedzenia „nie”, gdy ktoś próbuje postawić cię pod ścianą i szantażować (bo przecież pandemia, bo kryzys, bo przecież sprzeciwem blokujecie pomoc padającym gospodarkom itd). Warto w tym miejscu zacytować jednego z bardzo prounijnych polityków, który – gdy powiązanie mechanizmu oceny praworządności z wypłatą funduszy był jeszcze na etapie projektu – mówił: „Uważałbym to za bardzo ryzykowne i krok w niewłaściwym kierunku”. Ba, ten sam prounijny polityk nie wykluczał użycia weta, gdyby doszło do takiej sytuacji. I dalej: „Nie tylko ze względu na to, że nie chciałbym, żeby Polska była karana, ale że generalnie dla Europy nie byłoby dobrze, gdyby mieszać te dwa porządki. Pieniądze, które w budżecie przeznaczamy na różne kwestie, nie powinny podlegać kryteriom czysto politycznym”.
Kto tak mądrze mówił? Donald Tusk, w jednym z wywiadów telewizyjnych w 2018 roku. Jak widać, polskie weto w tej sprawie ma potencjał, by połączyć różne siły polityczne w kraju.
Jacek Dziedzina