Czas to szczególny. Jedni mówią o odporności na bakterie i wirusy. Inni o odporności na głupie i niesprawdzone informacje.
Czas też, by rozprawić się z brakiem zbiorowej odporności na autorytety, czy raczej pseudoautorytety. Bo tych, z każdym miesiącem i tygodniem pandemii, przybywa. Niestety, można odnieść wrażenie, że w sytuacji przeciągającej się sytuacji dyskomfortu, niewątpliwego stresu i również sprzecznych oraz często nielogicznych wytycznych, drażniących obostrzeń, część obserwatorów traci zdrowy rozsądek. Co gorsza – szuka odpowiedzi w rejestrach nieco dziwnych, egzotycznych i niezrozumiałych. To tak jakby odpowiedzi na zadania matematyczne, logiczne, szukać u wróżek i miłośników ezoteryki. Ktoś tak robi? Raczej nie. A tymczasem w kwestiach epidemii, sprawach wymagających wiedzy specjalistycznej, zaczynamy wierzyć czarownikom i wróżkom, miłośnikom „ezoteryki wirusologicznej”. Bo oto rosną nam jak grzyby po zawirusowanym deszczu przeróżne epidemiczne autorytety. I wygadują rzeczy mniej lub bardziej niestworzone. I nie chodzi o to, żeby bronić komukolwiek twórczości myślicielskiej i mędrkowania. Zawsze byli tacy, którzy nie zważając na brak kompetencji i wiedzy, w swoim mniemaniu wiedzieli więcej. Jednak obecnie mają i narzędzia do masowego rażenia: (internet )i tzw. zasięgi. Więc mogą gadać, co im się żywnie podoba, i trafiają do wielu. A to już sprawa przykra. Bo jeśli za tropy wirusologiczne bierze się piosenkarka (dobry głos, chociaż z hymnem narodowym miewa problemy) i wydaje prostolinijne oświadczenia, mieszając w nich wiarę z magią, informacje z wiedzą (dwie różne sprawy), to mamy problem. Bo panią piosenkarkę niektórzy traktują jak autorytet. I niezależnie od tego, o czym i jak mówi – jej słuchają. Podobnie jest z niejakim Iwanem, do niedawna nieznanym śpiewakiem, a dziś domorosłym znawcą wirusów i światowych spisków. Taki Iwan staje się przywódcą „wolnomyślicielstwa” i „wentylem” dla sfrustrowanych sytuacją. Kupią więc nie tylko jego muzykę, ale i proponowane treści.
Dlaczego bronić im wypowiadania się na tematy ważkie? A niech sobie (!) gadają! Byle nie publicznie. Bo jeśli profesor medycyny kiepsko śpiewa, to zabije tylko najwrażliwszych z wrażliwych. A jeśli muzyk ubrda sobie, że jest lekarzem? Oby tylko pacjentów nie znalazł.•
Agata Puścikowska