Z kolejnych nominacji kardynalskich Franciszka wyłania się Kościół przyszłości. Czy papież przygotowuje nas na czasy, które ponad pół wieku temu przewidział… ks. Joseph Ratzinger? - zastanawia się Jacek Dziedzina w najnowszym numerze "Gościa Niedzielnego".
W 1969 r. niemiecki teolog, który po latach został papieżem, napisał: „Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi wiarę w centrum doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który nie przypisze sobie mandatu politycznego, flirtując raz z lewicą, a raz z prawicą. Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich. Wtedy ludzie zobaczą tę małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali”.
Zapraszamy do lektury nowego numeru „Gościa”. Tutaj zamówisz e-wydanie
Jacek Dziedzina zastanawia się, czy ostatnie nominacje kardynalskie przygotowują Kościół na czasy opisane przez 42-letniego profesora z Tybingi. Zauważa, że nominaci pochodzą głównie z tych Kościołów lokalnych, które już doświadczają wypełnienia się „proroctwa Ratzingera”.
Oto niektóre przykłady:
Kardynał-nominat Marie Ling Mangkhanekhoun wywodzi się z maleńkiego Kościoła w Laosie. Podkreśla on, że "siła Kościoła pochodzi z małych Kościołów, które są prześladowane, dyskryminowane i torturowane. To one są energią Kościoła, jego bolesnym sercem i kręgosłupem”.
Kolejny członek Kolegium Kardynalskiego to arcybiskup stolicy Rwandy Antoine Kambanda. Niemal wszyscy członkowie jego rodziny zginęli podczas wojny domowej. Był jednym z inicjatorów listu biskupów Rwandy, w którym przepraszają oni za udział Kościoła w ludobójstwie.
Kardynał-nominat Cornelius Sim pochodzi z Brunei. Katolicy stanowią niespełna 5 proc. mieszkańców tego muzułmańskiego kraju. On sam poznał Chrystusa i uwierzył w Niego po studiach inżynierskich, które odbył w Szkocji, gdzie pracował też w spółce naftowej.
Dalej: kardynał-nominat Jose Fuerte Advincula, arcybiskup Capiz na Filipinach. "Choć to już kraj, w którym katolicy stanowią zdecydowaną większość, kapelusz kardynalski dla Advinculi jest głównie docenieniem jego społecznego zaangażowania w uwrażliwianie na problem lawinowo wzrastającej liczby samobójstw, szczególnie wśród młodzieży. Nie można nie wspomnieć również o abp. Celestino Aós Braco, arcybiskupie Santiago w Chile. Pamiętajmy, że to kraj, którym kilka lat temu wstrząsnął skandal uwikłania duchownych w tuszowanie pedofilii. Arcybiskup Braco jest jednym z tych, którzy stawiają sprawę oczyszczenia Kościoła w tej kwestii bardzo mocno" - pisze Jacek Dziedzina.
"Pewną klamrą tych nominacji jest osoba o. Raniera Cantalamessy. Wyniesienie do godności kardynalskiej człowieka zanurzonego w słowie Bożym i w Odnowie Charyzmatycznej jest wskazaniem kierunku, w jakim musi zmierzać Kościół. To jakby powiedzenie, że jedynym programem i sensem istnienia Kościoła jest przepowiadanie słowa i ewangelizacja" - podkreśla autor tekstu.
– To nie jest program obliczony na kapitulację chrześcijaństwa. Przeciwnie, to chyba jedyny program obliczony na rozwój i wzrost Kościoła… nawet jeśli „wymierne” owoce dane będzie oglądać dopiero przyszłym pokoleniom – podsumowuje Jacek Dziedzina.
Więcej w tekście:
A oto przegląd całego nowego numeru "Gościa":
jdud