Słowa św. Pawła są równie bezcenne dla nas jak dwa tysiące lat temu dla mieszkańców Tesaloniki.
Wszyscy mamy ten sam problem. Dziś spotęgowała go pandemia: boimy się, że kogoś zabierze nam zaraza, że zostaniemy sami, że nie dożyjemy do emerytury. Człowiek jest bezbronny wobec lęku przed śmiercią. Dlatego apostoł zwraca się do nas w chrześcijańskim stylu: „Nie chcemy, bracia, byście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają”. My „wierzymy, że Jezus naprawdę umarł i zmartwychwstał”. To ma swoje konsekwencje: święci z czaszką w dłoni na obrazach, skrzyżowane ludzkie piszczele u stóp krucyfiksu, pobożne zakonne praktyki sypiania w trumnach… Weźmie mocno w garść śmierć ten, kto wcześniej jeszcze mocniej uchwycił się życia.
„To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie” – św. Paweł nie odpuszcza. I w świetle zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią obwieszcza: „Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną”, a my, żywi, „wraz z nimi będziemy porwani naprzeciw Pana”. Gdy Pan przyjdzie, zabrzmi potężna trąba – szofar. Takie trąby – przenikliwe, donośne – są używane przez Żydów na Rosh Hashanah (Nowy Rok), początek nowego. Te same trąby wpędzały w bojaźń i drżenie Izraelitów pod górą Synaj, gdy Bóg zaczynał do nich mówić. Zostały też użyte do skruszenia murów Jerycha. Byście nie lękali się szofaru zbliżającego się do was w śmierci Chrystusa, rozgłaszajcie Go wszędzie i sami wsłuchujcie się w wiadomość o Jego zmartwychwstaniu. Niech wasze ucho i serce ożywa na dźwięki kerygmatu. Kościół staje się małoduszny i bojaźliwy, gdy milkną heroldowie Dobrej Nowiny. Dęcie w szofar Ewangelii to nie tylko zapowiedź naszego zmartwychwstania. To już w nas po części zaczyna się dziać. „Wstań, nie skupiaj się na swoich słabościach. Żyj wyprostowany! Jak Chrystus, twoja miłość”.
Opowiada midrasz biblijny, że Mojżesz bardzo lękał się wstąpić na górę Nebo, na której miał umrzeć. Usiłował sobie wyobrazić, jaki anioł i jakim sposobem odbierze mu życie. Gdy drżący czekał na szczycie na swe przeznaczenie, poczuł na ustach gorący pocałunek Boga. Był tak słodki i szczęściodajny, że dusza Mojżesza spontanicznie ruszyła w drogę, pociągnięta Bożą rozkoszą. Po wyjściu z Egiptu Izraelici wielokrotnie słyszeli słowo Boże. I za każdym razem czuli się dobrze, jakby sam Bóg składał na nich swe pocałunki. Nauczyciele Tory uczą, że im więcej człowiek zbierze za życia tych pocałunków, tym mniej będzie się obawiał tego ostatecznego, wprowadzającego w życie wieczne. •
ks. Robert Skrzypczak