Pamiętają państwo skandal wywołany głupawą wypowiedzią o gwałtach i krótkich spódniczkach? Chodziło o to, że gdy ofiara gwałtu zbyt wyzywająco się ubiera, to sama sobie winna. No właśnie. Obrzydliwe to i nieprawdziwe.
Nikt nie zasługuje na przemoc i agresję. Pod żadnym pozorem nie wolno trywializować i tłumaczyć zdziczenia i gwałtów (w sensie dosłownym i w przenośni) tym, że „ktoś sprowokował” zachowaniem czy wyglądem. Zło to zło. Przemoc to przemoc. A wszystko, co ponad to, jest hipokryzją i wiktymizacją ofiar.
To pojęcie – „wiktymizacja ofiar”, victim blaming z angielskiego – zrobiło swego czasu furorę w środowiskach lewicujących. I słusznie. Ofiara pozostaje ofiarą i należy się jej wszechstronna pomoc, zrozumienie, ochrona. Bez „ale”. Obecnie w miejsce „spódniczki” wchodzi takie pojęcie jak „zdenerwowanie” (to bardzo duży eufemizm). Bo oto, gdy ktoś jest... zdenerwowany, to ma prawo. Ma prawo do zdziczenia, agresji, wrzasków, wyzwisk… I niszczenia mienia. No przecież biedak zdenerwował się, został sprowokowany, doprowadzili go do skrajności. Ma prawo.
I z tego „prawa” korzysta. Jak? Na przykład gryzmoli obrzydliwe napisy na murach klasztorów. Bo jak wiadomo, klasztory są winne wszystkiemu: dziurze ozonowej, COVIDOWI i braku logicznego myślenia. Notabene, część ze zniszczonych warszawskich klasztorów ostatni raz była zdewastowana w 1944 roku. Zbieżność zachowań nieprzypadkowa, bo i tamci niszczyciele zostali „sprowokowani”. Zdenerwowany wypisuje też słowa zaczynające się na „w” na ośrodkach pomocy dla dzieci niepełnosprawnych. Jak wiadomo, te środowiska dzieci niepełnosprawnych nie lubią, więc to przynajmniej jakaś logiczna konsekwencja działań. W końcu dewastują mogiły żołnierzy – hasłami o wolnym wyborze i znaczkami błyskawic. To też dość logiczne: polscy żołnierze z bardzo podobnymi znaczkami walczyli. I przykład z ostatniej chwili: tak się zwolennicy „wolnego wyboru” zdenerwowali, że zdewastowali pomnik dzieci nienarodzonych.
Powiedzą Państwo, że tak działa margines. Oczywiście, to prawda. Działa fizycznie margines. Ale ogrom obserwatorów popiera i relatywizuje. Pisząc i mówiąc: „ja tego nie robię i nie popieram. Ale...”. Lub też: „to są konsekwencje waszych działań”. Jaśnie oświecona i zapewne dozwolona wiktymizacja ofiar w natarciu. •
Agata Puścikowska