Co zrobić, aby osoby zranione wykorzystaniem seksualnym w Kościele odnalazły spokój i poczucie bezpieczeństwa? Jak je wspierać? W jaki sposób pomagać? To nie są pytania stawiane w próżni, bo osoby te żyją wśród nas. Najczęściej nie mają siły, by wołać o pomoc.
20.10.2020 15:02 GOSC.PL
W Krakowie proponują pięć kroków w drodze do uzdrowienia. Zainspirowany przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie ks. Artur Chłopek, diecezjalny duszpasterz zranionych, wymienia: zobaczyć osobę zranioną, wzruszyć się głęboko, podejść do niej, opatrzyć ranę i ostatni - działać wspólnie z innymi w procesie jej uzdrowienia.
Podstawą jest w ogóle dostrzec osobę zranioną, usłyszeć ją także wtedy, gdy mówi po wielu latach milczenia. Zobaczyć, czyli nie kwestionować jej historii, nie zaprzeczać jej. Wysłuchać i postawić na pierwszym miejscu ją, a nie wizerunek wspólnoty czy dobre imię krzywdziciela. W pierwszym odruchu chciałoby się uciec, powiedzieć, że to nie moja sprawa, odwrócić głowę. Bo jak przyjąć tak bolesne doświadczenia i samemu nie poczuć się zranionym?
To jest kwestia wrażliwości. Nie chodzi tylko o wyczulenie na problem wykorzystania seksualnego w Kościele, ale o wrażliwość na różne biedy, które dotykają drugiego człowieka. Zobaczyć je – to zaledwie początek, pierwszy krok. Ale to już dużo, bo obojętność zabija.
Drugi krok, czyli „wzruszyć się głęboko”. Potrzebujemy siebie nawzajem. Potrzebujemy zrozumieć własne emocje: gniew na oprawcę, rozczarowanie wobec tych, którzy nie zareagowali na zło albo próbowali je ukryć, współczucie dla bólu zranionego człowieka. Ale emocje będą tylko pusto brzmiącym cymbałem, jeśli nie staną się paliwem do działania. Płakać z płaczącymi to dużo, bo mogą poczuć, że nie są sami. Ale to wciąż zbyt mało, by pomóc.
Podejść do osoby zranionej i dać jej poczucie bezpieczeństwa to kolejny ważny krok. Co to znaczy zrozumieć i uwierzyć? Nie bagatelizować i nie dopytywać bez potrzeby? - Samo wysłuchanie czyjejś tragicznej historii może być potraktowane bardzo instrumentalnie. Po to tylko, aby zaspokoić ciekawość, wywołać sensację czy też sprzedać jako kolejnego newsa. Takie podejście sprawi, że rana nie będzie się goiła, co więcej: będzie bolała jeszcze bardziej – przestrzega ks. Artur Chłopek.
Opatrywanie ran, czyli czwarty krok wymaga więc delikatności, dyskrecji i spokoju. Media robią wiele dobrego w walce o sprawiedliwość dla zranionych i dochodzenie do prawdy. Jednak granica jest cienka. Łatwo tu o powtórnie zadaną ranę.
Piąty krok widzę na własne oczy za każdym razem, gdy w Krakowie odbywają się kolejne spotkania modlitewne za zranionych i wraz z nimi. To wspólnota ludzi, którzy nie są obojętni. Powie ktoś: najłatwiej zorganizować spotkanie modlitewne. Jednak ta modlitwa ma wielką moc. Dzięki niej ludzie, którzy czuli się osamotnieni w Kościele, wreszcie mogą poczuć się jak w domu: bezpieczni, otoczeni miłością. Niewiele? Śmiem twierdzić, że są tacy, których ta modlitwa ocala i przywraca do życia. Wbrew pozorom, nie myślę tu tylko o zranionych. Te spotkania są dowodem, że poczucie bezsilności można przekuć w siłę, która daje nadzieję.
Magdalena Dobrzyniak