O miłości, nocnych lokalach i zabawie w pogrzeb z Jerzym Stuhrem rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Jerzy Stuhr - aktor, reżyser, scenarzysta, pedagog, a przez 12 lat rektor Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Ojciec aktora – Macieja oraz graficzki – Marianny. Uhonorowany„Złotą Kaczką” jako najlepszy aktor komediowy stulecia. Wydał też biografię „Stuhrowie. Historie rodzinne”.
Barbara Gruszka-Zych: Tu spektakl, tam spotkanie autorskie, a co jest dla Pana najważniejsze?
Jerzy Stuhr: – Miłość, kobieta… Tak się orientuję z biegiem lat, że wszystko, co zrobiłem w życiu, to dla żony Barbary. Pobraliśmy się w 1971 roku. Mnie tam jest wszystko jedno, raz się coś uda, raz nie. Ale kiedy chciałem się popisać, być naprawdę dobry, to dla niej.
Słyszałam, że ma Pan niezwykłe wyczucie, gdy ktoś kłamie.
– Jestem pedagogiem od tylu lat, codziennie patrzę na młodych i wiem, kiedy kłamią, a kiedy mówią prawdę ze sceny. Gdy ktoś mija się z prawdą, unika kontaktu wzrokowego, jest nadekspresywny, strasznie się napręża, żeby przekonać do swojej racji. Własne dzieci łatwiej uczyć, żeby nie kłamały, bo zna się ich życie. Ja za pierwsze kłamstwo dostałem od matki w twarz. I ten policzek będę pamiętał do końca życia, bo był uzdrawiający.
Potem już Pan nie kłamał?
– Matce nigdy. Starałem się też tego nie robić wobec innych. Czasem nie mówi się prawdy, żeby chronić bliskich. Jak dobrze znasz człowieka, wiesz, co go może zaboleć. Na przykład żonie nie mówiłem o stanie finansów, które w naszej młodości były tragiczne. Teraz nie mówię, co mnie boli, bo to by w niej uruchomiło jakieś lęki.
Serce podobno nie boli…
– Akurat na serce byłem kiedyś bardzo chory i tego nie dało się ukryć. Ale o różnych innych boleściach jej nie mówię. A do lekarza idę czasem w tajemnicy. Zwykle biorę na przeczekanie.
Co boli kontrabasistę, którego gra Pan od 26 lat?
– Samotność… „Kontrabasista” to fenomen. Chwilami śmieszy, ale w gruncie rzeczy to rola głęboko tragiczna. Tylko raz w życiu można trafić na tak nośny tekst, dlatego tak długo go eksploatuję. Gram go po polsku, włosku, angielsku, a raz w Niemczech siedział obok mnie człowiek i tłumaczył a vista.
Zajmuje się Pan teatrem, czyli mistyfikacją, która paradoksalnie służy do pokazania prawdy.
– Cała trudność polega na tym, żeby mistyfikację otoczyć wiarygodnością, żeby widz uwierzył, że to prawda, chociaż to nieprawda. I w tym wszystkim znalazł prawdę o sobie.
Barbara Gruszka-Zych