Scenariusz filmu „Nadzieja” oparty został na przeżyciach reżyserki.
Norweskie kino rzadko gości w naszych kinach. Dobrze, że znalazła się tam „Nadzieja” Marii Sødahl, która w jakiejś mierze wypełnia tę lukę. Tym bardziej że jest to film wybitny, chociaż trudny w odbiorze. Trudny, bo podejmuje tematy ostateczne, do których dzisiaj twórcy sięgają niechętnie i o których nie bardzo chcemy rozmawiać. Choroba, ból i śmierć, choć dotyczą nas wszystkich, występują we współczesnym kinie najczęściej w kontekście problemu eutanazji traktowanej niemalże jako prawo człowieka. „Nadzieja” opowiada o czymś innym, na co wskazuje już sam tytuł filmu. Film nie jest opowieścią o cudownym uzdrowieniu, ale o tym, jak chory i jego bliscy w obliczu straszliwej i niespodziewanej diagnozy próbują zmierzyć się z własnymi emocjami i lękami. Z biegiem akcji uświadamiamy sobie, że wątek ten łączy się ściśle z innymi, czyli mówiącymi o potrzebie miłości. To wątki najważniejsze, natomiast dla polskiego widza z pewnością interesujące będzie również ciekawie zarysowane tło obyczajowe i społeczne, w jakim rozgrywa się akcja filmu. Jak wiadomo, Norwegia jest jednym z tych krajów, które ulokowały się w czołówce obyczajowych rewolucji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz