Zadziwień moc

Dobrze się stało, że nie zabrakło głosu sprzeciwu biskupów wobec konwencji stambulskiej.

Po ostatniej kampanii prezydenckiej, w której Szymon Hołownia, niegdyś katolicki publicysta, w kolejnych wypowiedziach odsłaniał siebie innego/nowego, wydawało mi się, że niczym mnie już nie zaskoczy. A jednak, przyznaję, nie doceniałam lidera Ruchu Polska 2050. Najnowszym jego osiągnięciem jest komentarz do wizyty prezydenta Andrzeja Dudy we Włoszech i Watykanie. Szymon Hołownia stwierdził ni mniej ni więcej, że prezydent składając wizytę w Watykanie będzie „uskuteczniał turystykę religijną za nasze pieniądze”, „znowu będzie na kolanach” i będzie „w ramach pełnienia swoich obowiązków publicznych realizował praktyki religijne”. Jakbym to już kiedyś gdzieś słyszała. Niby inne słowa, ale ten sam ton i styl… A jednak, wypisz wymaluj Janusz Palikot!

Zarówno treść, jak i forma wypowiedzi Hołowni – gesty podczas nagrania – wyraźnie wskazują, że niedoszły kandydat na prezydenta nie odrobił pewnej lekcji. Najwyraźniej nie wie, że papież jest także głową Państwa Watykańskiego, z którym Polska utrzymuje relacje dyplomatyczne i że liczą już one ponad pięćset lat, a gdy weźmie się pod uwagę pierwsze kontakty, to od zjazdu gnieźnieńskiego licząc – nawet ponad tysiąc lat. Zaś utrzymywanie i podtrzymywanie dobrych wzajemnych kontaktów leży w interesie Polski, o czym każdy kandydat na prezydenta wiedzieć powinien. Cóż, skoro Szymon Hołownia w czasie kampanii zapowiedział, że jako lokator pałacu prezydenckiego zdejmie w nim krzyże, kapelana zastąpi pracownikiem socjalnym, a z katedry warszawskiej wyprowadzi klęczniki prezydenckie, to jego ostatnia wypowiedź nasuwa jedną myśl – dobrze, że kampania się skończyła, bo kolejną jego zapowiedzią byłoby zerwanie kontaktów dyplomatycznych z Państwem Watykańskim. No bo jeśli rewolucja, to już na całego. Ale tacy już w naszej historii byli. Podpowiem, że we wrześniu 1945 tymczasowy rząd tzw. władzy ludowej wypowiedział konkordat podpisany 20 lat wcześniej, czego szybko komuniści pożałowali. Tak za Bieruta, Gomułki, jak i Gierka starali się więc o wznowienie wzajemnych relacji dyplomatycznych, ale stało się to możliwe dopiero w 1989 roku. Zaś o ratyfikację nowego konkordatu zabiegał na lewicy prezydent Aleksander Kwaśniewski, wywodzący się z peerelowskiego establishmentu. No cóż, on prezydentem został, bo w przeciwieństwie do kandydata Hołowni wiedział o tym wszystkim, co wyżej.

Wypowiedź Szymona Hołowni to nie jedyne zdziwienie ostatniego tygodnia, bo jak wiadomo zdziwień w naszym życiu publicznym nie brakuje. Również kościelnym. Zdziwiła, by nie powiedzieć zadziwiła mnie opinia warszawskiego biskupa pomocniczego Piotra Jareckiego na temat wypowiedzenia konwencji stambulskiej, wyrażana zarówno w opublikowanym właśnie wywiadzie-rzece, jak promującej tę książkę dyskusji on-line.

Biskup twierdzi – nie wiem na jakiej podstawie, bo nie popartej badaniami empirycznymi – że wszyscy, którzy są przeciwni konwencji stambulskiej jej nie czytali, a znają ją tylko ze streszczeń albo ekspertyz złych, bo ideologicznych doradców, w przeciwieństwie do biskupa, który czytał tekst konwencji i ma merytorycznych doradców, których nazwisk jednak nie wymienia (nazwy uczelni to za mało), zarzucając to samo drugiej stronie. Tak się składa, że jako osoba podpisująca się pod wnioskiem o deratyfikację konwencji stambulskiej przeczytałam ją w całości, i to już przed laty. Podtrzymuję więc, że konwencja jest zła z wielu powodów, dla mnie szczególnie istotne są dwa. Po pierwsze, co w swych analizach udowodniała ostatnio red. Małgorzata Bilska, wychodzi ona z błędnych podstaw, że ofiarami przemocy są wyłącznie kobiety. Statystyki policyjne wskazują, że są nimi także, choć w mniejszości, mężczyźni – a co za tym idzie błędnie upatruje źródeł przemocy. Konwencja widzi je wyłącznie w stereotypach płci, w kulturze i patriarchalnej strukturze społecznej, której istotną częścią jest tradycyjna rodzina. Remedium konwencji na przemoc wobec kobiet ma być więc wykorzenienie tradycyjnych ról kobiet i mężczyzn i zmiana struktury społecznej poprzez m.in. wprowadzenie pojęcia płci społeczno-kulturowej. I z tym się wiąże drugi powód mojego sprzeciwu. Wprowadzenie do dokumentu płci społeczno-kulturowej nie jest zabiegiem bez znaczenia, bo przy sprzyjającym klimacie politycznym otwiera drogę do zmian prawnych, które za równorzędne wobec rodziny uznają związki jednopłciowe.

Biskup Piotr Jarecki twierdzi, że źle by się stało, gdyby biskupi przyczynili się do deratyfiakcji konwencji stambulskiej. Moim zdaniem wprost odwrotnie: źle by się stało, gdyby zabrakło ich głosu sprzeciwu. Dobrze więc, że jest. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Ewa K. CZACZKOWSKA