„Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Pan Bóg każdemu z nas wyznacza zadanie w Kościele i w świecie.
1. Mamy to i owo do zrobienia. Praca i powołanie nie są karą za grzech. A jednak, przyznajmy to szczerze, czasem zwyczajnie nie chce się nam zaangażować. Dopada nas lenistwo, zniechęcenie lub zła rutyna. Bywamy przemęczeni, przestajemy widzieć sens naszej pracy, zapominamy o tych, dla których pracujemy. Widzimy tylko ciężar obowiązku, który wydaje się ponad siły. Mamy więc ochotę zawołać: „Nie chcę, mam dość”. Jak ów drugi syn z dzisiejszej przypowieści. Czasem jednak głośne wypowiedzenie sprzeciwu bywa uzdrawiające. Człowiek ma prawo mieć dość. I nie musi ukrywać przed Bogiem swoich trudności, przykrywając je zewnętrzną poprawnością. Trudności warto nazywać po imieniu. Lepsza jest dobra kłótnia niż ukrywanie napięć za maską udawanego posłuszeństwa. Pan Bóg chyba też woli, jak się z Nim szczerze spieramy, niż gdy mechanicznie powtarzamy religijne frazesy.
2. No właśnie, ta przypowieść dotyka problemu szczerości. Pierwszy syn zawołał: „Idę, panie!”, a przecież nie poszedł. Dlaczego? Jezus robi tutaj aluzję do izraelskich elit, które nie poszły ani za wezwaniem św. Jana, ani za wezwaniem Chrystusa. Starsi ludu owszem, wypełniali prawo, ale zagubili jego ducha. Ich serca pozostały obojętne na Bożą nowość. Ich posłuszeństwo Bogu stało się rutyną bez ducha. Sprzeciw wobec prorockiego głosu św. Jana i świadectwa Jezusa był obroną ich „status quo”. Nie wolno nic zmieniać, bo to, co my robimy, jest dobre. Nas też dopada podobny sposób myślenia o Kościele i wierze. „Idę, panie!” – może tu oznaczać modlitwę, która staje się mechanicznym powtarzaniem formułki i niczym więcej. Może oznaczać setki obietnic złożonych Bogu, które pozostały bez pokrycia. Może oznaczać chodzenie do spowiedzi bez woli poprawy, a motywowane tylko pragnieniem uspokojenia sumienia.
3. „Później jednak opamiętał się i poszedł”. Bywa, że bunt przeciwko Bogu trwa długo. Dobry łotr opamiętał się kilka minut przed śmiercią. Czasem ów bunt może dotyczyć jakiejś jednej dziedziny życia, jakiejś sprawy, zniewolenia, grzechu. Jezus prowokuje faryzeuszy słowami: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego”. Oczywiście ci celnicy i grzesznicy, którzy się opamiętali. Bo bywają tacy, którzy jak zły łotr do końca wołają: „Nie chcę” i nigdy się nie nawracają. To warto podkreślić. Dziś tak mocno akcentuje się prawdę o Bożym miłosierdziu, że dochodzi do pewnej przesady. Sięgającej tak daleko, że można odnieść wrażenie, iż grzech jest „najlepszą drogą” do Boga. Nie wolno popadać w taki absurd. Przypowieść Jezusa jest wezwaniem do opamiętania się, czyli do nawrócenia. Nie jest pochwałą nieposłuszeństwa, złodziejstwa czy cudzołóstwa.
ks. Tomasz Jaklewicz