Pokora, jak mówią niektórzy, to dowód tożsamości katolika.
Często przypominamy ludzi, którym ktoś skradł dokumenty. Dlatego inni nas nie rozpoznają. Do pewnej kobiety Jezus zwrócił się z pytaniem: „Czego pragniesz?”. Była to Salome, matka synów Zebedeusza. Chciała wypromować swoje dzieci. „Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym” (Mt 20,20.27). „Bóg może więcej zdziałać w sercu pokornym – uczył Mistrz Eckhart – bo znajduje tam większą możliwość działania, czyli większe podobieństwo do siebie”. Święci często przestrzegali przed negatywnym aspektem pokory. Nazywali go „pychą pokory”. Polega ona na tym, by pokazać się pokornym po to, by poczuć się wywyższonym w oczach innych. Uniżam się, by się wywindować w górę. Najbardziej oszukańcza forma pychy często kryje się pod maseczką pokory. Plinio Corrêa de Oliveira mówił o sakralnej kontemplacji tego świata i innych ludzi. Chodzi o odczytywanie wszystkiego z perspektywy nadprzyrodzoności. Do tego najlepiej służy postawa klęcząca. Wyraża ona pragnienie uległości względem Stwórcy. Dlatego najlepszą bramą prowadzącą do pokory jest wyznawanie własnych grzechów. Pokora ogołaca nas z tego, czego jesteśmy pełni, by wypełnić nas tym, „czego jesteśmy puści”.
Niedawno wybuchł skandal wokół słynnego miotacza drużyny baseballowej San Francisco Giants Sama Coonroda. Okazało się, że przed rozpoczęciem meczu był jedynym, który nie padł na kolana, by okazać wsparcie dla ruchu Black Lives Matter. „Jestem chrześcijaninem – wyjaśnił – klękam tylko przed Bogiem”. Pokora czasami wygląda na hardość i sprzeciw. A jest jedynie odważnym pójściem pod prąd. I bierze pod uwagę konsekwencje tego. Kto uznaje panowanie Chrystusa, nie będzie padał na kolana przed byle czym. Życie bez Boga jest udręką. Człowiek tymczasem nie potrafi żyć bez klękania przed czymś. Jeśli odrzuca Boga, będzie żył na klęczkach przed idolem, na przykład dobrego zdania innych o nim. Chrześcijanin pozostaje w stanie duchowej walki. Istotną sprawą jest, by jego dążenia były zgodne z dążeniami Chrystusa. A On „ogołocił samego siebie” i „uniżył, stając się posłusznym aż do śmierci”. Zarozumiali pyszałkowie w duchowej wojnie strzelają ślepakami, natomiast słudzy Ukrzyżowanego trafiają wroga prawdziwym nabojem w serce. •
ks. Robert Skrzypczak