W szkole, w jednym z wypracowań, napisał: "Jak piękny jest ten Krzyż zasadzony pośród ziemi niewiernej i tak często zalewanej krwią apostołów Jezusa Chrystusa". Czy przeczuwał w sercu, że ten krzyż stanie się także jego udziałem?
Jest początek XIX wieku. W ubogiej rodzinie francuskich chłopów rodzi się syn. Na chrzcie otrzymuje imię Jan Gabriel. Rodzice od najmłodszych lat przyuczają chłopca do pracy na roli; zapoznają z tajnikami utrzymywania pastwisk dla owiec, uprawiania zbóż, winogron i orzechów. Nic w tym dziwnego. On przecież w przyszłości ma odziedziczyć ziemię i pozostać na ojcowiźnie w trzydziestohektarowym gospodarstwie.
Jan, choć zdolny, o nauce może zapomnieć. Tyle przecież jest do zrobienia na roli. Od najwcześniej wiosny, aż do późnej jesieni. Jedynie w okresie zimowym, kiedy ziemia jest zmarznięta, chłopiec może uczęszczać do szkoły podstawowej. Jego niezwykła inteligencja, pobożność i posłuszeństwo starszym zostają dostrzeżone przez nauczycieli i katechetów - pozwolono mu przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej o rok wcześniej, niż innym dzieciom w jego wieku. Kościół we Francji powoli odradza się po ciężkich latach doświadczeń krwawego prześladowania.
Rodzonym stryjem Jana był Jakub Jan Perboyre, kapłan Zgromadzenia Misji, który podczas Rewolucji Francuskiej złożył przysięgę wierności "Konstytucji cywilnej kleru". Później, razem z innym duchownym, z własnych pieniędzy kupili stary pokarmelitański klasztor i założyli w nim Seminarium Mniejsze. Wuj Jakub w młodości chciał wyjechać na misje do Chin, jednak nie udało mu się spełnić tego pragnienia. U Boga jednak nic nie przepada. To powołanie miał zrealizować ktoś inny...
Kiedy Jan Gabriel ma 15 lat, rodzice podejmują decyzję o wysłaniu jego młodszego brata Ludwika, by pod okiem stryja rozpoczął naukę. Wrażliwy dziesięciolatek bardzo przeżywa rozstanie z rodziną, więc rodzice wysyłają do niego Jana Gabriela, aby starszy brat przez kilka miesięcy pomógł zaadaptować się małemu do warunków szkolnych. Dla Jana rozpoczyna się nowy etap życia. Za wszelką cenę nie chce zmarnować tych kilku danych mu miesięcy i ze wszystkich sił korzysta z możliwości zdobywania wiedzy. Jego zaangażowanie w naukę, pilność, ale także niezwykłe zdolności wprawiają w osłupienie stryja i innych nauczycieli. To grzech, by taki zdolny chłopiec marnował się tylko w pracy na roli!
Kiedy do szkoły przyjeżdża w odwiedziny ojciec chłopców, jego brat, a także wychowawcy i nauczyciele Jana Gabriela, usilnie proszą, by zostawić jeszcze chłopca w szkole, przynajmniej przez kilka miesięcy. Po tym czasie ks. Jakub Perboyre pisze list do brata: "Po czterech miesiącach nauki łaciny Wasz pierworodny syn został przyjęty do piątej klasy i tam jest najlepszy [...] Byłoby wielką szkodą, aby to dziecko było skazane na uprawianie ziemi...".
I tak, w życiu Jana Gabriela, zaczyna się droga do odkrywania powołania. Pod koniec 1818 roku złożył podanie o przyjęcie do Zgromadzenia Księży Misjonarzy świętego Wincentego à Paolo. W roku 1825 przyjmuje święcenia kapłańskie, a następnie zostaje profesorem dogmatyki w wyższym seminarium w Saint-Flour. Po niedługim czasie otrzymuje również funkcje rektora i ekonoma nowo powstałego pensjonatu kościelnego w tym właśnie mieście. Ostatecznie został odwołany do pełnienia funkcji wicedyrektora Seminarium Księży Misjonarzy w Paryżu.
Można powiedzieć, że Jan Gabriel zrobił oszałamiającą wprost karierę w strukturach kościelnych. On sam jednak nie tego pragnął. Ludzie, którzy towarzyszyli mu na co dzień, widzieli w nim świętego człowieka. Każda Eucharystia sprawowana była przez niego w wielkim skupieniu i z ogromną miłością. Ks. Jan Gabriel cały zatapiał się w Ofierze Chrystusa. Jak pisze ks. Radosław Pawłowski CM, modlitwa Jana Gabriela w czasie Mszy "była tak intensywna, że wydawał się być nieobecny dla innych - jakby w ekstazie. Jeden z jego ministrantów zaświadczy później, że ku swojemu zaskoczeniu widział, jak Jan Gabriel unosi się w czasie sprawowania Eucharystii tak, że klęcząc bez trudu mógł zobaczyć podeszwy jego butów...".
Przeczytaj też:
Ks. Jan Gabriel odkrywa w sobie powołanie do wyjazdu na misje. Jeszcze będąc w szkole, w jednym ze swoich wypracowań, pisze zaskakujące zdanie: "Jakże jest pięknym ten Krzyż zasadzony pośród ziemi niewiernej i tak często zalewanej krwią apostołów Jezusa Chrystusa". Czy przeczuwa w sercu, że ten krzyż stanie się także jego udziałem?
Od momentu święceń, nieustannie zamęcza swoich przełożonych, by pozwolili mu wyjechać na misje. W końcu otrzymuje upragnioną zgodę. W wieku 33 lat zostaje wysłany do Chin - do kraju, w którym centralne miejsce zajmował cesarz, "Syn niebios", chrześcijaństwo jako obca religia było krwawo prześladowane. Podróż morska trwa pół roku.
Przez pierwsze miesiące ks. Perboyre przebywa w Macao, gdzie uczy się języka chińskiego. Jego działalność misyjna roztacza się na obszarze prowincji Honan oraz Hupeh. Rozpoczyna swoją posługę ostrożnie, w ukryciu, niosąc katolikom chińskim konieczną pomoc duszpasterską. Gorliwie pracuje wśród niewielkich rozsianych po Chinach wspólnotach katolickich. Głosi Ewangelię i dodaje otuchy tym, którzy za wiarę w Jezusa Chrystusa w każdej chwili mogą zostać aresztowani i zamordowani. "Praca była ogromna, wyczerpująca i pełna różnego rodzaju trudności - opisuje ks. Pawłowski. - Nie brakowało jednak i satysfakcji, czy to z nawróceń, cudownych uzdrowień czy też z przeprowadzanych rozmów. (...) Z wielkim oddaniem spieszył z pomocą najbardziej ubogim, ale środki, którymi dysponował, były niewystarczające".
Do trudnej pracy duszpasterskiej dochodzą ogromne ciemności duchowe. "Wydawało mu się, że Bóg jest daleki, wręcz nieobecny, głuchy na jego modlitwy. Nie mamy zbyt wielu wiadomości o tym okresie. Wiemy, że w tym czasie oddawał się kontemplacji Chrystusa ukrzyżowanego, co przywracało mu pokój ducha i było pociechą i ukojeniem".
26 września 1839 roku ks. Jan Gabriel zostaje zadenuncjowany i aresztowany. Przewieziono go do prefektury w Kucheng. Tam przez rok poddawano wnikliwym przesłuchaniom oraz brutalnym torturom. Pomimo okrutnych męczarni jakich doznawał, nie wydał swoich braci misjonarzy ani nazwisk chrześcijan, wśród których pracował w Chinach.
11 września 1840 roku zaprowadzono ks. Jana na miejsce, gdzie miano wykonać wyrok. Szubienica była zbudowana z belek na kształt krzyża. Zgon nastąpił przez uduszenie. Męczeński kapłan w chwili śmierci miał jedynie 38 lat. 20 lat później jego szczątki powróciły do domu zakonnego lazarystów w Paryżu. Papież Leon XIII w roku 1889 zaliczył go do grona błogosławionych, zaś Jan Paweł II ogłosił go świętym w 1996 roku.