11 września 1944 roku w zbombardowanym kościele przy ul. Łazienkowskiej 14 zginęły setki powstańców i mieszkańców Powiśla. Szczątki wielu z nich mogą nadal znajdować się pod posadzką świątyni. Co roku przy wejściu do kościoła palą się znicze.
Trzy lata temu zmarł Ksawery Mieczysław Szlenkier. Był w podziemiach kościoła w czasie bombardowania. W wywiadzie udzielonym Archiwum Historii Mówionej opowiadał, że został w czasie powstania postrzelony w lewą nogę i sanitariuszka zaprowadziła go do maleńkiego szpitala, urządzonego w podziemnej bocznej nawie kościoła Matki Bożej Częstochowskiej. "Obok mnie leżał ranny, Bruno, nazwiskiem Helwig, który brał udział w zamachu na Kutscherę i który mi opowiadał ze szczegółami o całej akcji" - wspominał Szlenkier. Prawdopodobnie chodziło mu o Bronisława Hellwiga ps. Bruno, żołnierza AK batalionu Parasol.
"Mniej więcej w połowie września całym kościołem zatrząsł straszliwy huk i charakterystyczne kołysanie, jakby wszystko było z gumy, albo jak gdyby to wszystko stało na bagnie. Nastąpiło dziewięć potwornych eksplozji, zrobiło się ciemno jak w nocy, kurz, dym i smród trotylu zupełnie zatykał i niemal uniemożliwiał oddychanie. Za jakieś pół godziny była kompletna ciemność, zupełnie jak w nocy. Wokół słychać było tylko jęki rannych i krzyki, dlatego że w głównej podziemnej nawie kościoła był też inny szpital" - opowiadał w wywiadzie Szlenkier.
Dopiero później dowiedział się, że nad ten kościół nadleciały trzy sztukasy i każdy zrzucił po trzy bomby. "Cały kościół legł w absolutnych gruzach, prawie wszyscy w środkowym szpitalu kościoła zginęli. Ocalał tylko nasz mały szpitalik w bocznej nawie" - dodał. Z jego opowiadania wynika, że lekarze ewakuowali pacjentów, którzy przeżyli, do piwnicy po fabryce cukierków, gdzie leżeli na podłodze. Nie jest jednak jasne, co stało się z ciałami osób, które nie zostały wówczas ewakuowane.
Miejsce, o którym mówi Szlenkier, znajduje się na Powiślu, koło stadionu Legii, nieopodal Torwaru. Dziś to kompleks budynków przez warszawiaków nazywany Malborkiem. To klasztor i kościół Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich pod wezwaniem Matki Bożej Jerozolimskiej, wcześniej pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej, znajduje się tam również ośrodek wspólnoty Rodzina Rodzin. Przy głównym wejściu do kościoła, po lewej stronie wisi tablica poświęcona "pamięci Żołnierzy Armii Krajowej i mieszkańców okolicznych domów, którzy podczas Powstania Warszawskiego 11 września 1944 r. zginęli pod gruzami bombardowanego kościoła Matki Bożej Częstochowskiej". Bracia Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich 11 września w rocznicę tragedii modlą się za ofiary w krypcie kościoła. Podczas jednej z rocznic siostra z MWJ zagadnięta przez zaciekawionych ludzi, mówiła, że szczątki ofiar bombardowania nadal znajdują się pod posadzką krypty. Przeor Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich ojciec Ireneusz Maria w rozmowie z PAP potwierdził tę informację.
Podczas Powstania Warszawskiego w podziemiach kościoła lokowano rekonwalescentów szpitala polowego zgrupowania AK "Kryska". Główna siedziba szpitala (tzw. Blaszanka) mieściła się przy ul. Przemysłowej 19/21 w Fabryce Opakowań Blaszanych "Tłocznia". Kościół dolny służył również jako schron dla cywili, którzy gromadzili się tam po utracie swoich mieszkań. Szpital działał prawdopodobnie od 7 sierpnia do 26 września 1944 r. Bomby spadły na kościół 11 września. Różne źródła podają, że w wyniku bombardowania zginęło od 30 do 200 osób.
Komendantem "Blaszanki" był lekarz Piotr Załęski, ps. Karol oraz Karolek. Już po wojnie, 21 marca 1947 r., stanął on przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie. Oto fragment jego zeznań: "w czasie Powstania Warszawskiego 1944 r. byłem komendantem zorganizowanego przeze mnie i dr. Janusza Stoczewskiego przy pomocy sanitariuszek AK, harcerek i ludności Czerniakowa szpitala polowego Nr 1, mieszczącego się przy ul. Przemysłowej nr 19/21, w budynkach fabryki Blaszanka.() W końcu sierpnia 1944 r. lotnicy bombardowali szpital i kościół łazienkowski, w podziemiach którego przebywali nasi rekonwalescenci".
Ludzie, którzy pamiętają bombardowanie, nadal żyją. Jolanta Bartnikowska, która mieszkała w kamienicy obok kościoła, opowiedziała PAP, że pewnego razu sama nocowała w schronie w dolnym kościele. "Było bardzo dużo ludzi, według mnie ponad 200, wtedy pierwszy raz widziałam dzieci śpiące na stojąco. Widziałam również bombardowanie kościoła przez okno swojego pokoju, kiedy czesałam włosy przed lustrem, które wisiało na ścianie między oknami" - wspominała. Historię tę potwierdza Tadeusz Strulak, chociaż nie był naocznym świadkiem bombardowania. "Podczas okupacji mieszkałem na Przemysłowej, bazylika Matki Boskiej Częstochowskiej przy ul. Łazienkowskiej była więc moją parafią. Chodziłem tam na nabożeństwa, przez jakiś czas byłem też ministrantem. Poznałem ówczesnego proboszcza, podobno krewnego prezydenta Mościckiego, rozmawiałem z nim wielokrotnie. Po wybuchu powstania nabożeństwa odbywały się w podziemiach kościoła. W czasie jednego z nich na kościół spadły bomby i dużo ludzi zginęło" - wspominał w rozmowie z PAP Strulak.
W wywiadach udzielonych Archiwum Historii Mówionej również odnaleźć można wiele świadectw tego bombardowania. "Jednego razu wszyscy z piwnicy zaczęli uciekać do kościoła na Łazienkowską, bo to blisko było - nawet chrzczony byłem na Łazienkowskiej, w kościele naprzeciwko stadionu Legii - a moja mama mówi: +Wola boska, zostaję, gdzie ja będę z dziećmi szła+. I zostaliśmy na Czerniakowskiej w piwnicy. A przyszło bombardowanie i strasznie dużo ludzi zginęło właśnie w podziemiach kościoła na Łazienkowskiej" - opowiadał Tadeusz Tokarski. "Trzy sztukasy nadleciały, zrzuciły dziewięć bomb i odleciały, bo Niemcy wiedzieli, że w podziemiach kościoła jest dużo ludzi" - wspominał Bogdan Wiesław Manowski.
Uczestnik ruchu Rodziny Rodzin Wojciech Bobrowski, emerytowany inżynier elektronik, aktywny przewodnik-wolontariusz po Muzeum Powstania Warszawskiego, powiedział PAP, że "po wojnie została tylko fasada kościoła i kaplica przedpogrzebowa. Fasadę rozebrano w końcu lat 40., ponieważ kibice wspinali się na nią, aby oglądać stamtąd mecze na stadionie Legii". "Kaplica przedpogrzebowa była jedyną zabudową na tym terenie w momencie, kiedy Rodzina Rodzin dostała od prymasa Wyszyńskiego pozwolenie na jego zagospodarowanie. Kaplica istnieje do tej pory i należy do ośrodka Rodziny Rodzin" - opowiadał.
Wspólnota Rodzina Rodzin odbudowała świątynię w latach 80. "Udało się nam wykończyć jedynie kościół dolny, został on oddany do użytku na początku lat 90. Prymas Józef Glemp zaprosił tam później Instytut Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich z Francji. Oni też ukończyli odbudowę i od 10 lat zgromadzenie to ma tu swoją warszawską siedzibę" - dodał Bobrowski.
Mówił też, że kościół odbudowywali górale i członkowie Rodziny Rodzin jako ochotnicy. Z jego słów wynika, że ekshumacje na tym terenie przeprowadzano, zanim Rodzina Rodzin rozpoczęła odbudowę kościoła. Szczątki ludzi, którzy zginęli w powstaniu, były znajdywane w różnych latach, po wojnie i w czasie budowy Trasy Łazienkowskiej, bo wtedy podziemie kościoła zostało naruszone oraz jeszcze przy jego odbudowie w latach 80." - wyjaśniał. Dopytywany o szczegóły, odpowiedział - "ja nie byłem świadkiem ekshumacji i wiele o tym nie wiem, ale można było się tam spodziewać szczątków ofiar, bo w czasie wojny w tym rejonie toczyły się straszliwe walki".
Należący do tej wspólnoty kierownik budowy dr inż. Jacek Nitka opowiadał PAP, że "w dniu 2 lutego 1980 r. wspólnota otrzymała, na ręce Marii Gabiniewicz (z Instytutu Prymasowskiego - PAP), od ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego Prymasa Polski klucze do ośrodka. Ośrodek odbudowywano dzięki przychylności wielu osób oraz dobroczyńców i darczyńców, m.in. z Rodziny Rodzin. Rektorem Kościoła i Ośrodka duszpasterskiego został pallotyn, ks. Ryszard Marciniak. To dzięki jego zaangażowaniu i pomysłowości oraz przy ogromnej mobilizacji całej Rodziny Rodzin, w ciągu kilku lat wyrósł przy ul. Łazienkowskiej, na fundamentach przedwojennego kościoła, nowy kościół.
"Gdy rozpoczynaliśmy budowę, istniała jedynie wieża i kolumnada, natomiast cały teren byłego kościoła był zarośnięty przez topole. Wiedzieliśmy, że w dolnym kościele był w czasie Powstania Warszawskiego szpital powstańców. Podczas wykopów okazało się jednak, że pod ziemią zachowały się fundamenty oraz fragmenty ściany frontowej i ścian bocznych oraz słupów wewnętrznych. Wywieziono stąd około tysiąc wywrotek gruzu, wybieraliśmy też całe cegły, żeby z nich budować nową świątynię" - mówił Nitka. "W ścianach, które odsłoniliśmy, zobaczyłem nawiercone otwory oraz resztki opakowań ładunków wybuchowych z napisami cyrylicą, którymi nie zdążono wysadzić części podziemnej kościoła. W pierwszych latach powojennych zagruzowano pozostałości dolnego kościoła, a teren zrównano z otaczającym gruntem.
"W czasie wykopów sprawdzaliśmy, czy w gruzach nie zostało nic cennego. Nie znaleźliśmy żadnych szczątków ludzkich, nie było też niczego, co miałoby wartość historyczną czy sakralną, ani pozostałości z wyposażenia kościoła, ani szpitala powstańczego" - opowiadał. "Wielokrotnie spotykałem się z księżmi i siostrami ze Wspólnoty Jerozolimskiej i o pochowanych szczątkach nie rozmawialiśmy. W dolnym kościele można jeszcze dzisiaj zobaczyć oryginalne przedwojenne fragmenty ścian i słupów - nie ma żadnych śladów krypt czy tablic grobowych. Również podczas wykopów, w odsłoniętej betonowej posadzce dolnego kościoła, nie stwierdziliśmy żadnych śladów krypt, natomiast w części centralnej była wyrwa podobna do leja po wybuchu bomby. Przy odbudowie sprawdzałem miernikiem ultradźwiękowym grubość murów, gdyż chcieliśmy sprawdzić, czy może są krypty, czy nic nie jest zamurowane. Ja nie mam świadomości, żeby były pochowane jakieś szczątki, jakaś mogiła zbiorowa" - powiedział Nitka.
Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Pyrach jest zbudowany częściowo z gruzów kościoła przy Łazienkowskiej, co potwierdza kronika parafii. Proboszcz Ronald Kasowski mieszkał przez dziewięć lat w kościele przy Łazienkowskiej, jeszcze zanim wprowadził się tam zakon Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. Interesował się historią tej świątyni. Opowiadał, że kiedy świątynia przy Łazienkowskiej miała zostać rozebrana z powodu budowy Trasy Łazienkowskiej kard. Stefan Wyszyński postawił warunek, że odda teren kościoła jedynie pod warunkiem, że parafia dostanie nowy. W ten sposób parafia Matki Bożej Częstochowskiej została przeniesiona na ulicę Zagórną. Ks. Kasowski zwrócił uwagę, że kościół przed wojną był dłuższy, sięgał aż pod Trasę Łazienkowską. Również on mówił, że kiedy parafia była przenoszona na Zagórną, odbyły się ekshumacje na Łazienkowskiej, pozostałe szczątki, które nie zostały wówczas znalezione, a które odkryto przy odbudowie w latach 80., według niego są złożone w mogile w dolnym kościele w okolicy ołtarza.
Zastępca Dyrektora Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej Anna Szeląg powiedziała PAP, że Instytut nie przeprowadzał na terenie kościoła prac ekshumacyjnych. Szeląg dodała, że w przypadku przeprowadzania ekshumacji Polski Czerwony Krzyż powinien być o tym zawiadamiany. PAP wystąpiło do PCK o przeprowadzenie kwerendy w tej sprawie. Wynika z niej, że oficjalne ekshumacje na tym terenie były prowadzone w 1945 r.
Od marca do maja 1945 r. ekipy PCK w meldunkach opisywały, w których miejscach znajdują się groby, mogiły oraz niepogrzebane zwłoki poległych i pomordowanych w czasie wojny. Aby sprawnie przeprowadzić prace miasto zostało podzielone na sektory, które sprawdzały dwuosobowe ekipy - głównie kobiety. Ogromna liczba niepogrzebanych zwłok mogła spowodować wybuch epidemii. Na cmentarzach nie było wystarczającej liczby miejsc, więc narodził się pomysł spalenia ciał. To jednak uniemożliwiłoby ich późniejszą identyfikację; nie bez znaczenia jest również fakt, że wcześniej Niemcy pozbywali się zwłok w ten właśnie sposób. Jak podaje Robert Bielecki w książce "Żołnierze Powstania Warszawskiego", Jadwiga Boryta-Nowakowska, kierująca wówczas sekcją grobownictwa Polskiego Czerwonego Krzyża, zaproponowała, aby zwłoki tymczasowo pochować w różnych punktach stolicy, do czasu przygotowania kwater na cmentarzach - te miejsca to m.in. Ogród Krasińskich, ogród Instytutu Głuchoniemych na placu Trzech Krzyży, plac Wilsona.
Sanitariuszki zapisywały wszystkie informacje mogące pomóc w późniejszej identyfikacji w raportach. Do ciał chowanych w czasie powstania czasami dołączane były butelki z danymi zmarłych, gdzieniegdzie ustawione były krzyże. Sanitariuszki sprawdzały ubrania w poszukiwaniu dokumentów. Niestety, ustalenie tożsamości wielu zmarłych nie było możliwe. Protokolantki zapisywały w nich również wszystkie charakterystyczne dane, wygląd ubrania, wszystko, co pomogłoby zidentyfikować ofiary. Protokoły sporządzano również przy powtórnej ekshumacji. Zwłoki chowane tymczasowo we wspomnianych już parkach i na placach Warszawy dostawały numery, aby potem można było je zidentyfikować. Niestety, numery te często nie były czytelne przy ponownym wydobyciu ciała, albo po prostu nie było wiadomo, kogo dotyczą.
Jeden z meldunków PCK Robert Bielecki opublikował w swojej książce. Jest to meldunek Wandy Szczepaniak z 12 marca 1945 r., zawiera on opis terenu kościoła przy Łazienkowskiej. "Z prawej strony kościoła grób: NN. Na drugim podwórku kościelnym, wejście przez bramę nr 14 z prawej strony pod murem: Janina Trzcińska, zm. 31.8.44; Buettner (napis na krzyżu); NN; Katarzyna Cybulska, lat 67, zm. 9.8.44; Antoni Węgrzynowicz, ur. 16.1.1892, zm. 2.8.44; Waleria Kukulska, ur. 16.5.1882, zm. 7.8.44; Stanisław Zaremba, ur. 1898, zginął śmiercią tragiczną. Koło głównego ołtarza zasypanych kilkadziesiąt osób (od 30 do 200), m.in.: Agata Kruzer; Bogomołow; Zofia Czmoch; Zybajło; Jola Czmoch; Skrzypczak". Według informacji z archiwum PCK na terenie Łazienkowskiej 14 były przeprowadzane ekshumacje w 1945 r. W protokołach nie są wymienione jednak wszystkie osoby z meldunku. Miejsce spoczynku części z nich nadal nie jest znane.
Według protokołów spisywanych przy ponownej ekshumacji z 16, 17 i 19 kwietnia 1945 r. sporządzonych przez sanitariuszki PCK z samego kościoła ekshumowano jedną kobietę o ustalonej tożsamości, która nie figuruje w meldunku Szczepaniak. Z kościelnego podwórka ekshumowano nieznanych kobietę i mężczyznę, którzy pochowani są na cmentarzu na Woli. Według bazy ofiar cywilnych Powstania Warszawskiego z Łazienkowskiej 14 w 1945 r. ekshumowany został również Jan Skrzypek, jest on pochowany na Cmentarzu Powstańców Warszawskich na Woli. W księgach kościelnych parafii Matki Boskiej Częstochowskiej, które obecnie są zdigitalizowane w Archiwum Państwowym w Warszawie pod datą 11 września 1944 r. figuruje jeszcze Leokadia Nejchart, której zwłoki ekshumowano z Łazienkowskiej 14.
Z dokumentów nie wynika, ile ofiar zostało wydobytych z gruzów pod kościołem. Nie wynika też jasno, czy w podziemiach zawalonego kościoła były prowadzone prace ekshumacyjne. Możliwe, że w miejscu zbombardowanego kościoła przy Łazienkowskiej 14 nadal znajdują się ludzkie szczątki, zgodnie z tym, co opowiadają zakonnice i co potwierdza przeor.
Z kolei odpowiedź na pytanie, kto przeżył bombardowanie, można znaleźć w wykazie rannych szpitala "Blaszanka". Komendant "Blaszanki" Piotr Załęski był Żydem. Zanim zmienił nazwisko, nazywał się Karol Spielman. W pracy w szpitalu powstańczym pomagał mu syn Maksymilian Spielman, ps. Maciej Cichocki lub Maksymilian Załęski. To dzięki Maksymilianowi ocalał wykaz rannych. 27 września, kiedy ewakuowano "Blaszankę" do Pruszkowa, Maksymilian Załęski miał akta ewidencji szpitala i księgi szpitalne w teczce, starał się uratować te dokumenty. "Dostarczył je mnie na nosze, przez co zwrócił na siebie uwagę Niemców. Został odstawiony na bok, a odtąd nie mam o nim wiadomości. Dokumenty szpitalne zachowałem" - zeznawał jego ojciec w 1947 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.
Maria Gutowska ps. Dźwina, Mulka, sanitariuszka zgrupowania Kryska w 2010 r. w wywiadzie udzielonym Archiwum Historii Mówionej opowiadała o śmierci Macieja Załęskiego czyli Maksymiliana Spielmana. "Stoję koło naszego komendanta (z pochodzenia Żyda) i on miał piętnastoletniego syna, bardzo pomocnego chłopaka - Maciuś Załęski. Oni Maciusia Załęskiego [] wyciągnęli z naszego szeregu do wyjścia i w bramie zastrzelili. Sprawdzili napletek". Miejsce pochówku Maksymiliana pozostaje nieznane.
Uratowany przez niego wykaz pacjentów szpitala "Blaszanka" nr 1 za okres 11-26 września 1944 r., Piotr Załęski przekazał do PCK w 1946 r. Opublikował go Tadeusz Grigo w książce pt. "Powiśle Czerniakowskie". Są w nim m.in. właśnie nazwiska osób rannych w wyniku bombardowania kościoła Matki Bożej Częstochowskiej, m.in. trzech kobiet, które przeżyły bombardowanie kościoła, a potem były pacjentkami szpitala. To Paulina Cieplik, Wanda Szulc i Cecylia Kozińska.
Parafia Matki Bożej Częstochowskiej mieści się obecnie przy ul. Zagórnej 5 na Powiślu, nieopodal Łazienkowskiej. Jeden z wikariuszy tej parafii powiedział PAP, że podczas wizyty duszpasterskiej parafianie nadal wspominają o bombardowaniu kościoła przy Łazienkowskiej. Z kolei pod tablicą znajdującą się przy wejściu do kościoła Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich warszawiacy nadal zapalają znicze.