Historia ruchu na rzecz przemian obyczajowych to opowieść o słabości konserwatystów. Niestety polska prawica coraz bardziej przypomina tę zachodnią.
01.09.2020 15:31 GOSC.PL
Historia ruchu na rzecz przemian obyczajowych to opowieść o słabości konserwatystów. Niemal w całej Europie postulaty z lewicowej agendy, takie jak legalizacja aborcji czy ustanawianie w prawie związków jednopłciowych, realizowano wtedy, kiedy prawica wycofywała się z walki. Mogła nawet być u władzy, jak w Chrześcijańska Demokracja we Włoszech w 1978 r., kiedy to zalegalizowano aborcję, ale brakowało jej charakteru, żeby przeciwstawić się radykałom. Być może przywykliśmy do myśli, że w Polsce jest inaczej: Kościół mocny, społeczeństwo raczej konserwatywne, politykom nie w głowie maszerowanie w tęczowych pochodach, a uczestnicy tych pochodów to egzotyka, która nie ma szans przyjąć się u nas. Jeśli tak myśleliśmy, to ostatnie wydarzenia powinny być dla nas kubłem zimnej wody.
Prawo i Sprawiedliwość od zawsze lawirowało w sprawach światopoglądowych, co pokazuje historia jednoznacznie kojarzonego z obroną życia Marka Jurka – raz wyrzucanego, raz przyjmowanego na listy. Generalnie partia Jarosława Kaczyńskiego w kwestii aborcji czy związków jednopłciowych starała się trzymać zasady „żeby było tak jak było” – nie popierać, ale i nie zwalczać, najlepiej nie dotykać przepisów. Nie przeszkodziło jej to wykorzystywać tematu ideologii LGBT w kampanii przed wyborami do europarlamentu (kto o tym dziś pamięta? co konkretnie z tego wynikło?) czy prezydenckimi. Po tych drugich wyborach organizacje gejowskie tupnęły nogą i zapał do walki z ich ideologią gdzieś znikł. Szybko ugrzęzły prace nad prezydenckim projektem ustawy, która miała utrudniać wchodzenie do szkół organizacji z zewnątrz. Konwencję stambulską taktycznie odesłano do Trybunału Konstytucyjnego – teczka leży pewnie gdzieś obok tej ze sprawą aborcji eugenicznej. Łódzki kurator oświaty, który wypowiedział się przeciwko ideologii gejowskiej natychmiast stracił pracę. Oficjalnie z innych powodów, ale nawet jeśli rzeczywiście przyczyny dymisji byłyby inne, to wyrzucenie go z funkcji akurat w tym momencie było jasnym sygnałem dla urzędników, ale i dla rodziców. Wisienką na torcie był wywiad z Michałem Moskalem, szefem młodzieżówki PiS i biura Jarosława Kaczyńskiego zamieszczony w ubiegłotygodniowym „Do Rzeczy”. Polityk przekonywał, że jego partia, zamiast toczyć wojnę kulturową, powinna zająć się ekologią i zakazem hodowli zwierząt futerkowych.
Nie jest to jedyny nurt w PiS, ale to on dominuje. I to jest naprawdę niepokojące. Historia Europy pokazuje dobitnie, że przy takich konserwatystach lewica może w zasadzie wszystko.
Jakub Jałowiczor