Nie opuszczaj mnie, bo czym byłaby miłość.
Czarne róże
Lato stało w zenicie,
sierpniową nocą. Czarne róże
srebrniały od księżyca, czcząc pamięć
srebrnego wesela pradziadków, równy
wiek temu, co do dnia. Anna i Teodor,
Zur Erinnerung an unsere silberne
Hochzeit, Bottrop, 29. August 1918.
Posągowe twarze, prawda w dłoniach,
żylastych, niepewnych swego miejsca
na wyblakłej fotografii, wianuszek dzieci.
Pachniało miodem, nagrzaną trawą, czymś
tu odwiecznym, wiał mocny, ciepły wiatr.
Nad kulami hortensji fruwał śmiertelnie
blady motyl. Skądś dobiegał głos, ściszony
niedzielą. Stukot maminych garnków z otwartej
na ogród kuchni. Stygła zgaszona czerwień
jarzębin. Za parawanem tego, co skończone,
odsłaniał się cud świata, jego nigdy
niewypowiedziana obietnica, zachęta
do czegoś, co mogło być nadzieją.
Nie chcę niczego więcej.
Wszystko potwierdzam.
Jestem gotowy
Czym byłaby miłość
albo i co o niej wiedzielibyśmy,
gdyby nie została poddana próbie.
Jak potworna byłaby nasza pycha,
gdyby nie doświadczenie pustki,
gdyby nie nasza śmierć, nasze
niknienie.
Wiesz, Panie, że tamto poszło
w drzazgi, które wbite pod paznokcie,
tkwią tam do dzisiaj a ten wiersz jest
jak gwóźdź rysujący tamto szkło.
A szkło jest
lustrem.
Na służbie Tobie zeszło mi życie.
Ale to Ty dajesz łaskę, nie ja Tobie czy Twoim.
Nie opuszczaj mnie, teraz, w starości, bądź
jak byłeś w młodości, nie zostawiaj, gdy
siły utracę. Bo znam dobrze te wersety
psalmu: „Bóg go opuścił,
gońcie go i chwytajcie,
bo nikt go nie uratuje”.
Nie opuszczaj mnie,
bo czym byłaby miłość
Wicher objada góry. Syracydes
interior intimo meo,
superior superiori meo
głębszy niż moja głębia,
większy niż to, co we mnie największe
święty Augustyn
Nad nami szary woal niepogody
jak czarczaf na twarzy nieba,
zakrywający także oko słońca,
lecz
wszystko jest w Twojej ręce:
przerzuty do kości,
polski Kościół,
gnijące kwiaty magnolii na nawilgłej ziemi,
daty śmierci tych, których kocham nad życie,
płonące w sercu pochodnie,
chmury na pszowskim niebie.
A i niebo samo.
Bo choć
śmierciś nie uczynił,
to przecież i cudze dzieła pod Twoją są władzą.
Wicher objada góry, wypala step
i jak ogień pożera świeżą zieleń,
powiada Syracydes.
Objadaj moje góry wichrem swej łaski,
równiną niech się staną ich urwiska
ks. Jerzy Szymik