Po odejściu Łukaszenki religijna mapa Białorusi nie będzie wyglądać już tak jak poprzednio – pisze Aleksander Sołdatow, prawosławny analityk i dziennikarz, w analizie prezentującej postawę Kościoła prawosławnego oraz katolickiego wobec reżimu Łukaszenki i wydarzeń jakie toczą się dziś na Białorusi.
Kierownictwo Patriarchatu Moskiewskiego - największej konfesji chrześcijańskiej na Białorusi - nie znalazło w sobie ani sił, ani słów, aby dać ocenę moralną bestialstw popełnianych przez białoruskie służby mundurowe. Patriarcha Cyryl, jako jeden z pierwszych złożył gratulacje Łukaszence, po czym zamilkł. Jedynie pojedynczy kapłani osądzili jawne bezprawie. Zupełnie inaczej zachowuje się Kościół katolicki.
Różni hierarchowie
Przez 26 lat sprawowania rządów przez Aleksandra Łukaszenkę, Patriarchat Moskiewski pozostawał z nim w ścisłej „symfonii’. Patriarchowie Aleksy i Cyryl, regularnie przyjeżdżali do Mińska, gdzie wymieniali się z „Baćką” orderami
i medalami. Łukaszenko nazywał siebie „prawosławnym komunistą” i w specyficznej dla niego manierze wyrażał wątpliwości co do istnienia Boga. Jednocześnie „przeprowadzając inspekcje” w świątyniach i klasztorach znajdujących się na terytorium, na którym rozciągała się jego władza, przeznaczał środki na ich budowę. Ateizm dyktatora, o którym on czasami mówił, nawet z cerkiewnej ambony, nigdy nie przeszkadzał, a raczej pomagał tej „symfonii”. W nim bowiem hierarchowie widzieli gwarancję nieingerencji w ich wewnętrzne sprawy: „ściśle kościelne”.
Łukaszenko nie interesował się przyczynami oddzielenia od Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego „alternatywnych wspólnot” – Białoruskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego albo różnych "gałęzi" Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego za Granicą. Tępo zabraniał im działalności na terenie Białorusi, w ten sposób zapędzając je do podziemia i poddając represjom, tak jak każdą opozycję. Przez wszystkie te lata na Białorusi nie było możliwe zarejestrowanie żadnej wspólnoty prawosławnej znajdującej się poza jurysdykcją Patriarchatu Moskiewskiego.
Teraz, gdy nastąpiła chwila prawdy dla „ostatniego dyktatora Europy”, Rosyjski Kościół Prawosławny, jak się wydaje, czuje się skrępowany szeregiem zobowiązań wobec niego. Już 10 sierpnia, na tle narastających protestów i bestialskich działań OMON-u (milicyjny Mobilny Oddział Specjalnego Przeznaczenia), patriarcha Cyryl wysłał wzruszające gratulacje „zwycięzcy”. Wyraża w nich nadzieję „na kontynuację współpracy mającej za cel przyczynienie się… do umocnienia w społeczeństwie trwałych ideałów miłosierdzia, pokoju, dobroci i sprawiedliwości”.
Już po upływie paru dni odsyłacz otwierający gratulacje znikł z oficjalnej strony patriarchatu, a obecnie dokument został całkowicie usunięty. Google jednak zachowały kopię.
W odróżnieniu od strony oficjalnej
W odróżnieniu od głównej strony patriarchatu, strona jego Egzarchatu Białoruskiego (wewnątrz Białorusi przyjęto nazywać go „Białoruski Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego BKP PM”) – milczała 10 sierpnia. Dopiero następnego dnia, 11 sierpnia pojawiły się na niej gratulacje patriarszego egzarchy całej Białorusi, metropolity Pawła (Ponomariowa).
Będąc obywatelem Federacji Rosyjskiej, (co między innymi jest zabronione przez prawo białoruskie w stosunku do zwierzchników poszczególnych konfesji), egzarcha Paweł dwuznacznie wypowiedział się w imieniu „rodaków”, którzy niby to „pokładają w Panu Prezydencie wielką nadzieję związaną z obroną suwerenności Białorusi, zachowaniem dziedzictwa narodowego, duchowego i kulturowego, umocnieniem stabilności społecznej i ekonomicznej.
Prawda, że 14 sierpnia, po krwi przelanej na ulicach Mińska, metropolita Paweł przeprosił za swoje gratulacje. Ponadto spotkał się z uczestnikami „procesji protestu” w centrum Mińska – chrześcijanami różnych konfesji, którzy nie z flagami i transparentami, a z ikonami i Bibliami w rękach protestują przeciw przemocy. Metropolita zgodził się z nimi, że „zło to musi być nazwane złem” i pobłogosławił procesję, którą dzień wcześniej podlegający mu Kościół próbował osądzić i zabronić.
Na tle zagubionego i milczącego patriarchy i aktywnie, ale nieumiejętnie manewrującego metropolity Pawła z Mińska, „minister spraw zagranicznych” Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, metropolita Hilarion (Ałfiejew) od razu odpowiednio ocenił sytuację. Wbrew niepisanemu prawu Patriarchatu, on nie tylko nie pogratulował Łukaszence w ślad za patriarchą, ale nawet nie umieścił gratulacji patriarchy na stronie Wydziału Zewnętrznych Kontaktów cerkwi, którym kieruje.
Według opinii jego dawnego współpracownika, Leonida Sewastionowa, obecnie prezesa Światowego Związku Staroobrzędowców, dziś Hilarion ma wszelkie szanse na zostanie kolejnym egzarchą Białorusi. W kontekście ruchów Kościoła prawosławnego na Białorusi w stronę autokefalii (pełnej niezależności kościelnej) w ślad za Kościołem prawosławnym na sąsiedniej Ukrainie), chodzi o aby temu umiejętnie przeciwdziałać ze strony Moskwy.
Otępienie moralne i głos sumienia
Ale to jest wielka polityka cerkiewna. Naród białoruski, czując się oszukanym, poniżonym i pobitym przez swoje własne władze, bardziej interesuje ocena moralna ocena tego, co zdarzyło się w jego kraju, szczególnie ze strony tych, którzy wydawać by się mogło, zostali powołani do tego, aby w pierwszej kolejności kierować się głosem sumienia.
Dlatego zapewne kilkuset prawosławnych z Lidy, podpisało 13 sierpnia list otwarty do metropolity Pawła: „Brutalność struktur siłowych w stosunku do pokojowo nastawionych mieszkańców nie mieści się w głowie żadnego człowieka, niezależnie od jego wyznania wiary. W imię najbardziej świętego – życia ludzkiego – prosimy Waszą Eminencję o obronę i podjęcie działań mających na celu zatrzymanie przelewu krwi i przywrócenie pokoju i sprawiedliwości na naszej ziemi. Prosimy o pomoc w wypełnieniu żądania ludzi, dotyczącego ogłoszenia uczciwych wyników wyborów”.
Brak odpowiedzi od patriarszego egzarchy
Już 12 sierpnia poszczególni kapłani prawosławni wyrazili ostrożną solidarność z ofiarami terroru służb białoruskich, przychodząc do różnych aresztów śledczych i tymczasowego zatrzymania z wodą i jedzeniem dla tysięcy zatrzymanych. Odbywało się to jednak głównie w zachodnich eparchiach – grodzieńskiej i brzeskiej.
Ksiądz Oleg Szulgin były kapelan mińskiego OMON-u, zwrócił się do swoich dawnych podopiecznych następującymi słowami: „Starajcie się być godnymi rycerzami Chrystusowymi, a nie wykonawcami rozkazu tego, kto chce pozostać u władzy depcząc swoje i wasze sumienie, prawo państwowe i prawa obywateli!”
Na wschodzie kraju w Homlu, lokalnym bohaterem stał się ksiądz protojerej Wadymir Drobyszewski, zwolniony z Białoruskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Stanął on 13 sierpnia w sutannie i z krzyżem naprzeciw miejscowego pododdziału Komitetu Śledczego, trzymając w rękach plakat z napisem po białorusku „Спыніце гвалт!” (Zatrzymajcie przemoc). Inny zwolniony i suspendowany miński kapłan, (ale bardzo popularny wśród ludzi i w sieciach społecznościowych) Aleksander Szramko – faktycznie stanął na czele „niesankcjonowanej” procesji 13 sierpnia i wygłosił na niej płomienną homilię.
Najwyżej postawionym (na dziś) przedstawicielem Białoruskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, który jednoznacznie osądził przemoc, stał się kierujący eparchią grodzieńską – arcybiskup Artemiusz (Kiszczenko). 14 sierpnia opublikował on swoje orędzie, brzmiące: „Krew ofiar i ciężkie cierpienia ludzi w bieżących dniach obciąża sumienie tych, którzy świadomie zabijali sami, albo zmuszali innych do zabijania Prawdy!... Przed nami nieprosta droga przezwyciężenia kryzysu politycznego i moralnego oczyszczenia”.
Arcybiskup przeciwstawił naród białoruski, który zademonstrował w tych dniach swoją szlachetność i jego oszalałych władców, pisząc: „Miłość zwróciła pokój i zatrzymała przemoc! Czy to nie jest cud?! Niech kwiaty i uśmiech naszych pięknych dziewcząt i kobiet pomogą ocalić od toksyn i agresji”. W zakończeniu orędzia Artemiusz apeluje, aby „uczciwie i otwarcie zbadać wszystkie fakty kłamstwa, przemocy i okrucieństwa, aby spełniła się Sprawiedliwość
i zatriumfowała Prawda”.
Katolicy z narodem
Jedyną dużą (drugą pod względem liczby wiernych) konfesją chrześcijańską na Białorusi, która od pierwszego dnia konfrontacji zajęła konsekwentne i zdecydowane stanowisko - jest Kościół katolicki. On zawsze był ważny dla gier Łukaszenki w polityce zagranicznej, który próbował zorganizować wizytę papieża do Mińska, albo proponował siebie samego w charakterze pośrednika w rozmowach Kościołów katolickich i prawosławnych.
Zwierzchnik Kościoła katolickiego na Białorusi, arcybiskup metropolita mińsko-mohylewski Tadeusz Kondrusiewicz (wcześniej był biskupem w Moskwie) nie tylko nie pogratulował Łukaszence, ale już 11 sierpnia zaapelował do władz i protestujących, aby usiedli do stołu negocjacji, konstatując przy tym, że konflikt w takiej skali rozwinął się po raz pierwszy we współczesnej historii Białorusi. Wezwał on jego strony do przerwania zatrzymania przemocy, pisząc: „Niech wasze ręce, stworzone do pokojowej pracy i braterskich pozdrowień nie podnoszą broni ani kamieni. Niech zamiast argumentu siły zapanuje siła argumentów opartych na dialogu w prawdzie i wzajemnej miłości”.
Nocą z 14 na 15 sierpnia, kiedy było już jasne, że Łukaszenko nie utrzymuje władzy, metropolita Kondrusiewicz opublikował komunikat, w którym faktycznie oskarżył reżim o „przelanie krwi, tysiące zatrzymanych i okrutnie pobitych pokojowo nastawionych mieszkańców”. Obwinił władze o popełnienie „grzechu ciężkiego” i przypomniał Łukaszence o ostatniej szansie „rozpoczęcia konstruktywnego dialogu ze społeczeństwem, zaprzestania przemocy i natychmiastowego uwolnienia wszystkich niewinnych obywateli zatrzymanych na pokojowych wiecach”.
Podobne oświadczenia wydali biskupi katoliccy wszystkich diecezji Białorusi.
A niektóre kościoły (na przykład w Lidzie) stały się ogniskami sprzeciwu obywatelskiego. Bito w mich w dzwony, wywieszano biało-czerwono-białe flagi, wewnątrz ich ogrodzeń zbierali się protestujący i oczywiście starano się udzielić pomocy tym, którzy ucierpieli.
Trzej kapłani katoliccy, w Żodzinie pod Mińskiem, zdołali zatrzymać OMOM, kiedy ten po raz kolejny próbował rzucić się na pokojowo nastawianych ludzi.
Granica upadku...
Obojętność, jaką demonstruje patriarcha Cyryl wobec swojej owczarni pobitej na Białorusi, to jeszcze nie „granica upadku”. Szereg rosyjskich „prawosławno – społecznych struktur”, których duszpasterzem był zmarły ksiądz Wsiewołod Czaplin w Moskwie, w imieniu „prawosławnego społeczeństwa” Rosji krytykuje Łukaszenkę, ale nie za rozlew krwi, tylko za „niezdecydowanie” i brak zwrócenia się z prośbą do Putina o wprowadzenie wojsk rosyjskich.
Związek Obywateli Prawosławnych, wyraźnie nie rozumiejąc, co dzieje się w sąsiednim kraju, zażądał od Łukaszenki, aby on bezpośrednio zwrócił się do prawosławnych, w celu wyprowadzenia ich na ulice. Również przewodniczący Stowarzyszenia Prawosławnych Ekspertów, Cyryl Frołow udzielił Łukaszence „mądrej” rady”, twierdząc, że: „Mamy doskonały prawosławny sposób na nie dopuszczenie do Mińskiego Majdanu. (...) Mianowicie, należy zagonić [protestujących] do pracy poprawczo-pokutnej przy odbudowie prawosławnych świątyń, a szczególnie zniszczonych cerkwi wiejskich”.
Ruch paramilitarny „Sorok Sorokow” („Czterdzieści czterdziestek”, aluzja do liczby 1600 cerkwi w przedrewolucyjnej Moskwie), który Moskwianie zapamiętali jako organizatorów walk z protestującymi przeciw budowie nowych świątyń w parkach i na placach stolicy, zadał Łukaszence pytanie wprost: „Co z Pańskimi ambicjami Akeksandrze Grigoriewiczu?
Czy nie nadeszła pora, aby Pan uśmierzając swoje ambicje, poprosił Putina o przyjęcie Białorusi z powrotem do Rosji? Przecież gramy już w wielowektorowość”.
… Jak mówią, - z takim doradcami i wrogów nie trzeba.