Cisza na Krajnie

Tym, co najbardziej uderza po przyjeździe do Górki Klasztornej, jest cisza. Tutaj czuje się Ducha, to miejsce, za którym się tęskni – twierdzą odwiedzający najstarsze sanktuarium maryjne w Polsce.

Krążenia ramion, skręty tułowia, półprzysiady i skłony. Dużo śmiechu przy tym. Dzień zaczął się od modlitwy, ale zaraz potem jest gimnastyka w klasztornym ogrodzie. Bo – jak podkreśla ks. Piotr Wypych MSF, ekonom sanktuarium w Górce Klasztornej – Duch buduje na naturze, na ciele. Rozumieją to dobrze uczestnicy Góreckich Rekolekcji Maryjnych, korzystający nie tylko z duchowych dóbr najstarszego sanktuarium maryjnego w Polsce, ale także z… pełnowartościowej diety warzywno-owocowej na bazie wody z tutejszej studzienki.

Kult nie do spalenia

Cudowne właściwości tej wody znane są od – bagatela! –1079 roku. To właśnie wtedy miejscowemu pasterzowi ukazała się w Gaju Góreckim, na dębie, Matka Boża z Dzieciątkiem. „Nie w obrazie jakim malowanym od malarza, nie w osobie rzniętej od snycerza, ale w Swojej prawdziwej osobie, wielką jasnością otoczona, na ręce lewej maleńkiego Jezusa piastująca, nad studnią w tym gaju wykopaną od pasterzy, pokazała ubogiemu pastuszce natenczas przy studni bydło pasącemu, co i samo bydło, widząc to niezwyczajne widowisko, czyli cud, choć nierozumne, poklękało” – zapisali sześć wieków później bernardyńscy kronikarze. Nie wiadomo, z jakiego źródła zaczerpnęli datę tego wydarzenia, ale niewątpliwie jest ona znacząca. W tym samym roku zginął przecież na krakowskiej Skałce biskup Stanisław ze Szczepanowa. Natomiast tu, na drugim końcu Polski, niedaleko dzisiejszej Piły – na ziemi nieprzypadkowo nazywanej Krajną, od słów: „kraniec, kraj” – ukazała się Ta, która leczy rany. I choć pierwszy drewniany kościół, wybudowany nad studzienką w 1111 r., został pod koniec XVI wieku spalony przez protestantkę Urszulę Krotowską, to jednak nie udało się zniszczyć kultu Matki Bożej. Sędzia nakielski Zygmunt Raczyński sprowadził w 1638 r. do Górki bernardynów, którzy rozpoczęli budowę obecnej, murowanej świątyni. Obok niej powstał duży barokowy kompleks klasztorny, który do dziś zachwyca swoją urodą.

Od prawie stu lat tutejszym sanktuarium opiekują się misjonarze Świętej Rodziny. Słynący łaskami obraz Matki Bożej Góreckiej spłonął wprawdzie w pożarze z 1907 r., jednak w 1954 r. prof. Jerzy Hoppen z Akademii Sztuk Pięknych w Toruniu namalował nowy, też urzekający pięknem. Jedenaście lat później wizerunek koronował osobiście prymas Polski kard. Stefan Wyszyński. – To właśnie on spopularyzował to miejsce – twierdzi ks. Janusz Jezusek MSF, dyrektor tutejszego domu rekolekcyjnego.

Oaza spokoju

Dziś Górka Klasztorna znana jest m.in. z Festiwalu Piosenki Religijnej „Maria Carmen”, odbywających się latem Góreckich Dni Młodości czy bardzo realistycznych misteriów Męki Pańskiej przyciągających w Wielkim Poście rzesze pielgrzymów. Znajduje się tu także główna polska siedziba Apostolstwa Dobrej Śmierci.

Mariola Zatorska-Kalita, mieszkanka niedalekiej Łobżenicy, należy do Apostolstwa, a w misteriach gra co roku św. Weronikę. W sztukę zaangażowana jest zresztą cała rodzina: córki grają role Marii Magdaleny i jednej z płaczących niewiast, a mąż wciela się w fałszywego świadka i Szymona Cyrenejczyka. – Sanktuarium to jest dla mnie dom, oaza spokoju, miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie. Tutaj doznałam nawrócenia. Przez dwa lata staraliśmy się z mężem o trzecie dziecko, ale udało się dopiero, gdy zawierzyliśmy wszystko Matce Bożej. Kiedy lekarz powiedział, że dziecko urodzi się z zespołem Downa, a ja musiałam leżeć w szpitalu, przyjęłam to ze spokojem. Okazało się, że córka jest zdrowa, a ja, która byłam wcześniej niedzielną katoliczką, niezdającą sobie sprawy na przykład z tego, czym jest grzech, związałam się z Odnową w Duchu Świętym – opowiada pani Mariola, która teraz uczestniczy w Góreckich Rekolekcjach Maryjnych, by jednocześnie zadbać i o ducha, i o ciało. – Możemy tu skorzystać z owoców i ziół, które są w zasięgu ręki – pokazuje. Rzeczywiście: w klasztornym ogrodzie rosną jabłka, gruszki, wiśnie, czereśnie, borówki, porzeczki, agrest i mięta. Ich smaki mieszają się w pysznych koktajlach, które uczestnicy rekolekcji piją dwa razy dziennie.

Barbara Pilarska z Wągrowca i Renata Potocka z Bydgoszczy są stałymi bywalczyniami góreckich rekolekcji. – Od ośmiu lat mieszkamy razem w pokoju – cieszy się pani Barbara. – Kiedy kończą się rekolekcje, od razu umawiamy się na kolejne. Tęskni się za tym miejscem. Tu dzielimy się wiarą, uczymy się, jak się modlić. Dla mnie ważne jest też to, że mogę zjechać windą, przejść kawałek korytarzem i już jestem w kościele.

– Jestem tu co roku, bo kocham Matkę Bożą Górecką – dodaje pani Renata. – A mój post ofiaruję w intencji chorej osoby. Dzień mamy wypełniony zajęciami, choć nikt nikogo do niczego nie zmusza. Bardzo podobają mi się katechezy ks. Janusza o przebaczeniu. Codziennie po śniadaniu wyruszam na spacer z kijkami. Okolica jest piękna, więc taka wyprawa to przyjemność.

Różaniec z agrestu

Sanktuarium leży nieco na uboczu, więc panującą tu ciszę z rzadka tylko przerywa silnik zabłąkanego samochodu. Znacznie częściej – brzęczenie owadów. Ale te odgłosy nie są jakoś szczególnie uciążliwe. Z brzęczenia zresztą też jest pożytek, bo w ośmiu ulach z klasztornego ogrodu powstaje miód.

– Jestem tym miejscem zauroczona – zwierza się pani Agnieszka, która przyjechała do Górki Klasztornej z Warszawy, by posługiwać jako wolontariuszka. – Jakiś czas temu nawiązałam tu bliską relację z Maryją. Doświadczyłam tego, że jest matką dla mnie – człowieka realnie żyjącego na ziemi, ze swoimi trudnościami, problemami, ograniczeniami. Teraz, w ramach wolontariatu, wykonuję tu prace fizyczne – także po to, by oderwać się od tej rzeczywistości, w której funkcjonuję na co dzień. W Warszawie pracuję w biurze, osiem godzin dziennie spędzam przy komputerze. Wiadomo, jakie jest tempo życia w stolicy. Tutaj odnalazłam spokój, ciszę. Przyjeżdżając z dużego miasta, oczekiwałam, że jak zacznę zamiatać, grabić czy pielić, to będę mieć natychmiastowy efekt. A ksiądz powierzył nam trudne zadanie: trzeba było zbierać agrest. Nie chodzi tylko o to, że ręce są pokłute, bo małe igiełki się w nie wbijają. To przede wszystkim praca bardzo czasochłonna, precyzyjna. Potem trzeba owoce obrać z szypułek i przygotować do przetworów. Drobne palce człowieka z miasta, nastawionego na sukces, muszą przerzucić z tysiąc małych koralików, by dopiero po czasie móc zobaczyć efekt, którym może być jakiś kompot czy ciasto spożywane przez innych. Ale to zupełnie tak jak w życiu duchowym. Zresztą przy tej pracy też można się modlić – odmawiać Różaniec czy Koronkę do Miłosierdzia Bożego.

– Ludzie mówią, że tu się czuje Ducha; że dobrze im się modli – podkreśla ks. Piotr Wypych. – Dlatego marzy mi się, by Górka stała się duchowym sercem Krajny. By każdy, kto przekracza bramę tego klasztoru, poczuł, że tutaj jest duchowość, a nie biznes. By przyjeżdżały tu osoby odnajdujące się w różnych nurtach chrześcijańskiej duchowości. Chcemy zapraszać grupy neokatechumenalne, kursy Alfa, Odnowę w Duchu Świętym. Niech będzie to miejsce omodlone – dodaje ekonom, który właśnie przygotowuje na terenie domu rekolekcyjnego salę do medytacji chrześcijańskiej z Modlitwą Jezusową.

W Górce Klasztornej duchowość nierozerwalnie łączy się z historią. W tutejszym gaju nadal rośnie prawie trzydzieści dębów liczących nawet do 700 lat. Pochodzenie granitu w kruchcie góreckiego kościoła stanowi zagadkę. Kamień pokryty jest tajemniczymi znakami. Są wśród nich znaki chrześcijańskie, w tym symbolizujące Chrystusa litery IHS. Możliwe, że Maryja ukazała się w miejscu, gdzie znajdował się kiedyś kamienny krąg ku czci Swarożyca, przemieniając miejsce pogańskiego kultu w swoje sanktuarium. Rekonstrukcję takiego kręgu, jednego z wielu, jakie istniały na tych ziemiach, również znajdujemy w Gaju Góreckim.

Przez wieki sanktuarium było świadkiem spektakularnych nawróceń, cudów i uzdrowień. Ocalenie od epidemii dżumy w 1710 r., nawrócenie Żyda Nawrockiego, który wychował później dwóch synów na katolickich kapłanów, czy konwersja protestanta Jonasza Dziemskiego, który w Górce przeżył swoją „drogę do Damaszku”, bliźniaczo podobną do historii św. Pawła (z upadkiem z konia i olśnieniem nieziemskim światłem) – to tylko niektóre z wielu zdarzeń odnotowanych w kronikach. Do dziś w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej niesiona jest trumienka relikwiarzowa ofiarowana przez ojca niewidomego chłopca z pobliskiego Zakrzewa, który w 1737 r. w sanktuarium odzyskał wzrok. – Bardzo dużo jest tu uzdrowień właśnie z chorób oczu – opowiada ks. Janusz Jezusek. – I one dokonują się nadal. Te kwiaty, które widzicie przy ołtarzu, zostały właśnie przysłane przez panią z Niemiec, której wzrok poprawił się po modlitwie i spowiedzi w Górce Klasztornej.

Okazją, by podziękować za te wszystkie cuda, stanie się wkrótce jubileusz 950. rocznicy objawienia się Matki Bożej w Góreckim Gaju. Lata odlicza niezwykły, długi różaniec zawieszony w kościele w 1983 r. przez ks. Jana Czekałę MSF. Każdy paciorek oznacza jeden rok od objawienia – co roku dokładany jest nowy. Teraz odliczanie stało się jeszcze bardziej intensywne, bo rozpoczęła się Wielka Nowenna Górecka, która ma być przygotowaniem do świętowania w roku 2029. Wśród planowanych akcji modlitewnych jest m.in. peregrynacja kopii obrazu Matki Bożej Góreckiej po tych polskich parafiach, które ją zaproszą. – Nasze sanktuarium, choć najstarsze w Polsce, ciągle pozostaje zbyt mało znane – twierdzi ks. Jezusek. – Najwyższy czas, by ludzie w całym kraju dowiedzieli się o nim.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski