Gdyby Andrzejowi Dudzie udało się zrealizować obietnice, które złożył przed drugą kadencją prezydentury, zasłużyłby na miano męża stanu.
Obietnice złożone przez Andrzeja Dudę zarówno w kampanii wyborczej, jak i po wygraniu prezydentury są ambitne. Można powiedzieć, że prezydent Duda zawiesił sobie wysoko poprzeczkę. Część z nich mieści się w kompetencjach prezydenckich wyznaczonych przez konstytucję, inne poza nie wykraczają. Jednak w sytuacji, gdy rządzi ugrupowanie, którego Andrzej Duda był kandydatem, są możliwe do zrealizowania. Zwłaszcza że obecny prezydent zdecydowanie podkreśla, iż program Prawa i Sprawiedliwości jest jego programem. Są jednak sfery, w których prezydent Duda powinien poza ten program wyjść.
Pozszywać naród
Chyba najczęściej formułowanym oczekiwaniem wobec prezydenta Dudy jest to, aby był prezydentem wszystkich Polaków, wzniósł się ponad partyjne podziały, dążył do jedności narodu. – Służebny charakter władzy zobowiązuje do dbania o jedność narodu, której nam zawsze potrzeba – mówił do prezydenta przewodniczący episkopatu abp Stanisław Gądecki w czasie Mszy św. na inaugurację drugiej kadencji. Sam prezydent w czasie zaprzysiężenia w parlamencie kilka razy podkreślił, że budowanie porozumienia narodowego jest jednym z jego priorytetów. – Drzwi Pałacu Prezydenckiego zawsze były otwarte i zawsze będą otwarte dla różnych środowisk, dla przedstawicieli wszystkich stronnictw politycznych. (…) Są zagadnienia i problemy, które – pomimo istniejących różnic – łączą. Powinniśmy budować wokół nich jak najszersze porozumienie. Będę konsekwentnie działał w tym kierunku – deklarował.
Co ciekawe, gdy przeanalizujemy obowiązki prezydenta zapisane w konstytucji, nie jest tam wprost napisane, że dbanie o jedność narodu jest jego zadaniem. A jednak takie jest powszechne oczekiwanie Polaków, takie deklaracje składa sam prezydent Duda. Oczekiwanie, że będzie łączył, a nie dzielił, zapewne wynika z faktu, że jest on wybierany w wyborach powszechnych. Każdy Polak głosuje bezpośrednio na danego kandydata, co daje zwycięzcy silny mandat do sprawowania tego urzędu.
Jednak zasadniczym powodem oczekiwania, że prezydent „pozszywa Polskę”, jest głęboki podział, w jakim obecnie znajduje się nasze społeczeństwo. Podział, który powoduje skrajne zachowania, nie tylko agresję werbalną, ale też fizyczną. Jak temu zaradzić? Głównym powodem głębokich podziałów jest świadoma polityka największych partii, aby budować poparcie na eskalacji konfliktu, a plan ten skutecznie realizują media, popierające jedną lub drugą stronę, stosując przy tym manipulację, insynuacje czy odzierając z godności przedstawicieli drugiej strony. Prezydent Duda dostrzega ten problem. W czasie przemówienia w Sejmie podkreślał konieczność obniżenia temperatury sporów. – Dziś potrzeba nam wszystkim więcej życzliwości, uśmiechu, wzajemnego szacunku. Niezwykle ważne jest, żeby po największych nawet sporach, niezależnie od różnic poglądów, zawsze potrafić podać oponentowi rękę – apelował.
Jednak dopóki mechanizm dzielenia będzie porządkował polską politykę, dążenia prezydenta do łączenia się Polaków wokół ważnych spraw spełzną na niczym. Doświadczył już tego w pierwszej kadencji, gdy mimo deklaracji podziałów nie zasypał. Jeśli prezydent rzeczywiście chce, aby Polacy łączyli się wokół ważnych spraw, powinien wyjść poza schemat dzielenia społeczeństwa dla osiągania celów partyjnych.
Odpartyjnić politykę
Bynajmniej nie chodzi o to, aby zrezygnował ze swojego programu politycznego, swojej wizji Polski, które oczywiście są tożsame z dążeniami Prawa i Sprawiedliwości. Powinien realizować swoje obietnice, ale nie jako program partii, lecz dążenie do dobra wspólnego. To oczywiste, że nie przekona do siebie skrajnych środowisk. Do nich można zaliczyć tę część opozycji, która sama określa się totalną, wyrażając w ten sposób zasadę swojego działania – zawsze przeciwko obecnemu obozowi władzy, a więc także prezydentowi, niezależnie od tego, co zaproponują. Symbolicznym wyrazem takiej postawy była odmowa udziału w uroczystości zaprzysiężenia głowy państwa czy kwestionowanie legalności wyboru.
Andrzej Duda nie będzie też prezydentem radykalnych środowisk homoseksualnych, których ekstremistycznych postulatów nie da się pogodzić z konstytucją i wartościami, jakie wyznaje większość Polaków. Trzeba niestety przyjąć do wiadomości, że skrajnych grup nie da się przekonać do realizacji dobra wspólnego. A jednocześnie trzeba mieć świadomość, że grupy te stanowią mniejszość, choć głośno i silnie oddziałują na społeczeństwo. Dlatego prezydent, chcąc łączyć, powinien skupić się na tych, którzy nawet nie podzielając jego poglądów, są otwarci na uczciwy dialog, powinien rozmawiać z „ludźmi dobrej woli”. Zarówno wśród opozycji, jak i innych środowisk krytykujących obóz władzy, a także mających inny system wartości. Tacy są, nawet jest ich większość, trzeba jednak do nich trafić. Zasygnalizowane w czasie inauguracji cele drugiej kadencji – rodzina, bezpieczeństwo, praca, inwestycje i godność są wartościami, wokół których może skupić większość, niezależnie od politycznych przekonań.
Jednak aby prezydent stał się wiarygodnym partnerem takiego dialogu, powinien przyjąć odpowiednią postawę. Przede wszystkim odpartyjnić swoje działania, w tym sensie, aby nie być postrzegany jako wykonawca poleceń swojej partii. Nie chodzi o to, aby nie realizował swojego programu, ale aby jako priorytet traktował dobro wspólne, a nie pomysły służące jednej stronie politycznego sporu. Nie mają racji krytycy pierwszej kadencji A. Dudy, którzy oskarżają go o uległość wobec PiS. Zawetował on więcej ustaw rządowych niż jego poprzednik, w tym kilka o charakterze ustrojowym, mających zasadnicze znaczenie dla realizacji wizji państwa obozu rządzącego. Wśród nich można wymienić na przykład weto do ustaw sądowych, które zwiększyły wpływ na sądownictwo władzy wykonawczej, czy ustawę o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, dzięki której władza centralna rozszerzała kontrolę nad samorządami.
W systemie demokratycznym powinna istnieć równowaga władz wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. W sytuacji gdy władza wykonawcza i ustawodawcza znajduje się w rękach jednego ugrupowania – Zjednoczonej Prawicy – prezydent powinien zająć pozycje gwaranta równowagi władzy, aby żadna nie podporządkowała sobie drugiej. I znów nie oznacza to hamowania reform PiS, lecz pilnowania, aby nie szły one za daleko, łamiąc równowagę władz.
Fundament wartości
Panuje opinia, że jedną z kwestii, która najbardziej dzieli Polaków, są sprawy obyczajowe, moralne. Czy na tej płaszczyźnie można znaleźć pole porozumienia? Co do fundamentów odrzucanych przez skrajną lewicę nie ma takiej możliwości, co nie znaczy, że w ogóle nie ma miejsca na dialog. Przede wszystkim trzeba go prowadzić nie ze skrajnymi organizacjami, ale z ludźmi nieheteronormatywnymi, którzy nie kwestionują obecnego porządku prawnego i słusznie uważają, że mają takie same prawa jak inni Polacy.
W pierwszej kadencji A. Duda w sferze moralnej nie podjął żadnych inicjatyw. Stało się to w czasie kampanii do drugiej tury. Podpisał wówczas Kartę Rodziny, która zawiera m.in. ochronę małżeństwa i rodziny oraz dzieci przed ideologią LGBT. Można to uznać za deklaratywny gest, ale prezydent Duda poszedł dalej i między pierwszą a drugą turą głosowania skierował do Sejmu dwa ważne projekty ustawy. Jeden dotyczy zmian w prawie oświatowym, które przesądzają, że działalność organizacji pozarządowych prowadzona na terenie szkoły wymaga nie tylko zgody dyrekcji placówki, ale przede wszystkim rodziców. Druga propozycja dotyczy zmiany konstytucji i zakłada, że nie będzie możliwa adopcja dziecka przez osobę pozostającą w związku jednopłciowym.
Zarysowany tu program drugiej kadencji prezydentury Andrzeja Dudy w wielu miejscach nie jest po myśli głównych aktorów politycznej sceny. Krytyczna ocena działań rządu, próba przełamania logiki konfrontacji w życiu publicznym, otwartość na środowiska inaczej myślące i szukanie z nimi porozumienia, wreszcie zdecydowana obrona prawdziwych wartości mogą przysporzyć prezydentowi Dudzie duże grono przeciwników i mogą pojawić się ostre ataki. Jednak mężem stanu jest ten, który kieruje się interesem państwowym i narodowym, a nie partyjnym, i który nie ulega fałszywym ideologiom, lecz broni prawdy.•
Bogumił Łoziński