Komisja Europejska i kraje zachodniej Europy dążą do tego, by jesienią tego roku podnieść cele klimatyczne UE do 2030 r. Zrealizowanie tego planu bardzo utrudni dużej części Europy podźwignięcie się z kryzysu. Najboleśniej uderzy w Polskę.
W grudniu zeszłego roku świeżo upieczona szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła nowy sztandarowy unijny program pod nazwą „Europejski Zielony Ład”. Zakłada on, że do 2050 r. UE, jako pierwszy blok państw na świecie, ma stać się „neutralny klimatycznie”, to znaczy, że nie będzie przyczyniał się do ocieplenia klimatu. Polski rząd wyliczył, że osiągnięcie tego celu kosztowałoby tylko nasz kraj kilkaset miliardów euro (same inwestycje z tym związane pochłonęłyby u nas 240 mld euro). Dlatego od początku nie popierał tej propozycji, uznając, że byłaby ona zbyt kosztowna dla Polski. Jednak Komisja Europejska i kraje zachodniej Europy nie chciały z niej rezygnować. Nie zmieniło się to nawet po wybuchu kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią koronawirusa. W marcu br. Komisja Europejska ogłosiła projekt nowego unijnego prawa klimatycznego. Pojawił się w nim nie tylko zapis o obligatoryjnym osiągnięciu przez UE „neutralności klimatycznej” do 2050 r., ale także o zaostrzeniu unijnej polityki klimatycznej do 2030 r. To zaostrzenie miałoby polegać na zwiększeniu redukcji emisji dwutlenku węgla w UE z 40 do 50–55 proc. (w porównaniu z poziomem z 1990 r.). Do września tego roku KE ma opracować plan wprowadzenia tej propozycji w życie i ocenę jej skutków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Krzemiński