Wydarzenia ostatnich dni – prowokacje środowisk LGBT, nie powinny wywoływać zbiorowej histerii i chęci agresywnego odwetu.
To raczej moment kluczowy, by zadać sobie, ale także polskiemu społeczeństwu, kilka pytań. Odpowiedzi proste nie będą i oby nie powstały zbyt szybko i zbyt spontanicznie.
Zarzucenie na figurę Chrystusa stojącą przy kościele Świętego Krzyża w Warszawie tęczowej flagi to nie jest żaden „rozpaczliwy protest” ani „próba walki o prawa uciskanych”, jak chcą niektórzy komentatorzy. To raczej agresywny wybryk, który uderza w katolików i ich wrażliwość. Akt wandalizmu, który na wiele osób podziałał jak wstrząs. Kilka dni później obsceniczne zachowanie mężczyzny na balkonie 1 sierpnia w centrum Warszawy zakłóciło z kolei obchody rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. To następny przykład rozszerzającego się zjawiska, które powoli wymyka się spod kontroli.
Nie łudźmy się. To nie ostatnie takie wybryki i prowokacje. Więc czas na pytania. Jak mądrze reagować? Bo reagować trzeba, bezwzględnie. Ale jak przekazywać informacje o takich wydarzeniach, by nie nadawać im nadmiernego znaczenia i nie prowokować chęci odwetu? Co robić, by społeczeństwo widziało zagrożenie, nie pozostało obojętne, ale jednocześnie nie działało agresywnie?
Czy te wybryki to świętokradztwo? Granice naszej wrażliwości wciąż są przesuwane. Trudno sobie wyobrazić, by w latach 80. komuniści próbowali zawiesić czerwoną flagę na krzyżu. I trudno sobie wyobrazić, by nikt wtedy nie zareagował. Sprawcy wybryków powinni zostać ukarani, choćby za czyn nieobyczajny lub zakłócanie porządku publicznego. Ale co dalej? Nie pozostaje nic innego, jak tylko spokojnie i konsekwentnie kształtować sumienia oraz świadomość społeczną. Tłumaczyć i przekonywać.•
Agata Puścikowska