Na Wyspach jest dziś powszechna świadomość udziału Polaków w bitwie o Wielką Brytanię, ale walka o historię trwa stale, trzeba o tym przypominać - mówi PAP Artur Bildziuk, prezes Związku Lotników Polskich w Wielkiej Brytanii. W tym roku przypada 80. rocznica bitwy.
Jak wskazuje Bildziuk, przez długie lata po zakończeniu II wojny światowej udział Polaków wcale nie był znaną sprawą. "Przez długi czas to był taki zamknięty krąg, tzn. jak się chodziło do klubu lotników RAF, to wszyscy o tym wiedzieli, ale ogólnie nie mówiło się, że Polacy byli słynnymi lotnikami i zestrzelili tak dużo samolotów" - mówi.
Wyjaśnia, że w Wielkiej Brytanii tego nie eksponowano, bo z jednej strony bitwa stała się elementem narodowego mitu, a drugiej była drażliwa kwestia, dlaczego ci wszyscy "cholerni cudzoziemcy" - nie tylko lotnicy, ale też inni walczący w brytyjskich oddziałach - tu zostali. Z kolei komunistyczne władze Polski się o to nie upominały, bo w czasie Bitwy o Wielką Brytanię Związek Sowiecki był w sojuszu z Niemcami.
Bildziuk mówi, że udział Polaków w bitwie zaczął wchodzić do brytyjskiej świadomości wraz z powstałym w 1969 r. filmem "Battle of Britain". Wskazuje, iż dużą rolę w tym odegrał producent filmu Benjamin Fisz, który zapytał, gdzie w tym filmie są Polacy i wymógł dodanie scen z ich udziałem. Dodaje, że spośród nowszych produkcji dużą rolę w utrwaleniu tej świadomości odegrał miniserial telewizyjny stacji Channel 4 "Bloody Foreigners" ("Ci cholerni cudzoziemcy") z 2010 r., w którym jeden z odcinków został poświęcony udziałowi Polaków w Bitwie o Wielką Brytanię i który bardzo wiernie przedstawia wydarzenia historyczne, jak i charaktery samych pilotów.
Szef ZLP podkreśla jednak, że bitwa o historię cały czas trwa i trzeba przypominać o polskim udziale. Jako przykład podaje amerykański film "Pearl Harbor" z 2001 r., w którym polski Dywizjon 303 został przemianowany na amerykański Eagle Squardon. Z drugiej strony mówi, że niepokoją go także najnowsze filmy o Dywizjonie 303, w których w celu dodarcia do dzisiejszej młodzieży polscy piloci wdają się w bójki, przeklinają itp., tymczasem oni tacy nie byli. "Takie próby fabularyzowania historii są niedobre, bo ktoś może powiedzieć, że skoro są przekłamania, to wszystko może być kłamstwem. Trzeba bardzo ostrożnie do tego podchodzić" - wskazuje.
Zauważa też, że w Polsce niemal cała uwaga jest skupiona na najbardziej znanym z polskich dywizjonów - 303, podczas gdy pozostałe - 302, a w szczególności bombowe 300 i 301 są trochę zapomniane. Tymczasem ich rola również była bardzo ważna i trzeba o tym opowiadać. Bildziuk podkreśla też, że należy przypominać o polskim udziale w Bitwie o Wielką Brytanię, ale zarazem uważać, by nie umniejszać roli wszystkich innych, bo to nie zostanie dobrze odebrane w Wielkiej Brytanii i może przynieść odwrotny skutek.
"Jest bardzo ważne, żeby utrzymać tę historię we właściwych proporcjach - nie, że to my wygraliśmy bitwę o Wielką Brytanię, ale że bez nas byłoby bardzo trudno" - przekonuje.
Brytyjscy historycy przyjęli jako czas trwania bitwy o Wielką Brytanię okres od 10 lipca do 31 października 1940 roku, kiedy miały miejsce najintensywniejsze naloty niemieckie. W okresie tym w przynajmniej jednym locie bojowym uczestniczyło 2937 lotników alianckich (niektóre źródła wskazują na liczbę o kilka osób niższą lub wyższą). Wśród nich zdecydowanie największą grupę stanowili Brytyjczycy - 2342. Polacy w sile 145 osób byli drugą co do wielkości narodowością po stronie aliantów. Choć liczba samolotów niemieckich, które zostały zestrzelone przez polskich pilotów jest trudna do jednoznacznego ustalenia i są w tej kwestii pewne rozbieżności, nie ulega wątpliwości, że Dywizjon 303 był jednym z najskuteczniejszych ze wszystkich walczących.