Mamy z tym sporo kłopotów. Jak pogodzić pracę, aktywność z życiem duchowym?
W świadomości wielu osób powstaje przerażająca alternatywa „albo–albo”. Trzeba pracować, katolik nie siedzi cały czas w kościele. Owszem, lecz wnet stwierdzamy, że praca pochłania wszystko: niedzielę, modlitwę, dialog z drugą osobą. Jest jak potwór, któremu należy wszystko rzucić na pożarcie. Pismo Święte mówi: „módlcie się nieustannie”. A co z codziennymi obowiązkami? Dla pustelnika św. Antoniego stało się to wewnętrzne rozdarcie przyczyną głębokiego zniechęcenia. I raz, prosząc Boga o światło, otrzymał następującą wizję: zobaczył mnicha, który wytwarzał koszyki z wikliny, po jakimś czasie wstawał do modlitwy, po czym znów zasiadał do pracy, i znów przerywał zajęcie, by się zwrócić w modlitwie do Boga... I usłyszał głos anioła: „Tak rób, a będziesz zbawiony”. Wyzwania epoki wymagają światła. Jan Paweł II przestrzegał przed pokusą aktywizmu, który „często staje się gorączkowy i łatwo może się przerodzić w działanie dla działania” (Novo millennio ineunte, 15). Liczy się to, co dobrze się sprzedaje. Nikt nie zagląda sobie do wnętrza. Liczą się umiejętność autoprezentacji, garnitur, samochód; byle nie zapuścić brzucha, byle nie pozwolić sobie na chwilę słabości. Jeśli coś nie funkcjonuje, zaradzą specjalista od wizerunku, masaż i terapia. Nowoczesny mieszkaniec zwariowanego świata, nawet gdy pójdzie do kościoła, nie słucha nikogo poza sobą. Jego własne projekty są ulubionym kierownikiem duchowym. I tak pozwala wykraść sobie błogosławieństwo i oddelegować na pustkowie.
Gdzie szukasz życia? Jezus od rana do wieczora podejmował trud głoszenia królestwa Bożego, uzdrawiał, odwiedzał chorych, odpowiadał na pytania uczonych, wędrował od wioski do wioski, nieraz brakowało mu czasu, by zjeść i odpocząć. Lecz po zmroku lub przed świtem szedł na modlitwę, uciekał przed zachwytem tłumów. Nie mówił: „Jaki ja jestem zmęczony, wszystko na mojej głowie!”, ale: „Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego” (J 5,19). Św. Ignacy Loyola powtarzał: „Kto nie modli się dziennie choćby godzinę, ryzykuje swoje zbawienie”. John Kennedy modlił się za swoim prezydenckim biurkiem, modlił się też w trakcie stawiania diagnozy i przeprowadzania operacji prof. Józef Moscati. Nie umiesz się modlić? Proś Ducha Świętego. On „przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Boję się o ludzi, którzy na parkiecie w dyskotece owijają różańcem swe wytatuowane ciała i którzy zamierzają odsyłać klęczniki do muzeum. •
ks. Robert Skrzypczak