Potęgę gospodarczą Niemcy zawdzięczają m.in. obecności wojsk amerykańskich na swoim terytorium. Wyjście Amerykanów z Niemiec oznaczałoby zachwianie jedną z podstaw ich sukcesu.
Uprzedzając wszelkie „ale przecież”, zaznaczmy, że to nie sama obecność armii USA ma taką cudowną moc, że gospodarka rośnie w oczach. Nie chodzi o to, że sami Niemcy nie zapracowali solidnie na swój sukces, i nie o to, że zawdzięczają go wyłącznie Amerykanom, ale potrzebne były okoliczności i „zastrzyki”, które niemieckiej solidności pozwoliły rozwinąć skrzydła. Zazwyczaj przywołuje się w tym kontekście plan Marshalla, który był potężną inwestycją USA w odbudowę zniszczonej przez wojnę Europy (niestety, tylko jej zachodniej części). Niemcy Zachodnie były jednym z głównych beneficjentów tego planu, ale to niejedyny powód późniejszego boomu gospodarczego. Nie bez znaczenia był również fakt, że amerykańskie wojska, zajmujące jedną z czterech stref okupacyjnych po kapitulacji III Rzeszy, pozostały tam na kolejne dziesięciolecia. Z tej obecności korzystają również Amerykanie. Ale Niemcy, mając u siebie najpotężniejszą armię świata, armię supermocarstwa, z którym po wojnie zawiązały ścisły sojusz, mogły sobie pozwolić na… rezygnację z inwestowania we własną armię i szeroko rozumianą obronność. A zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczyć na rozwój i mocno rozbudowaną politykę socjalną. W takim kontekście dopiero zrozumiały jest niepokój, jaki wywołała w Berlinie zapowiedź Donalda Trumpa – potwierdzona już przez Pentagon – wycofania kolejnej części wojsk amerykańskich. Niemcy wiedzą, że w razie dalszego postępu redukcji sił U.S. Army na ich terytorium będą zmuszeni radykalnie podnieść nakłady na zbrojenia. Stanie się to kosztem tego wszystkiego, na co dotąd te pieniądze przeznaczali.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina