W niektórych miejscach – w sklepach, urzędach, kościołach, komunikacji miejskiej – można odnieść wrażenie, że żadnej epidemii nie ma i nigdy nie było. To jest błąd. Higiena rąk i maseczki w miejscach publicznych są bardzo ważnym elementem przeciwdziałania epidemii.
Być może winny jest szum informacyjny. Minister Szumowski mówił na początku epidemii, że maseczki nie chronią przed wirusem. To zdanie jest prawdziwe (zresztą sam w podobnym tonie pisałem o maseczkach w „Gościu”), ale wymaga rozwinięcia. Maseczka nie jest filtrem, który zatrzymuje patogeny unoszące się w powietrzu i nie dopuszcza ich do naszych płuc. Skuteczność maseczki w filtrowaniu powietrza to zaledwie kilka procent. Maseczka, którą my zakładamy, chroni innych. Wiemy, że około 80 proc. osób przechodzi COVID-19 bezobjawowo. Wirus w nich jest, ale nie mają oni żadnych objawów (czy w dłuższej perspektywie wirus nie pozostawi po sobie jakichś śladów, nie jest jeszcze jasne). Te osoby także zakażają, choć mogą o tym nie wiedzieć. Oddychając, mówiąc, czasami kaszląc czy kichając, rozsiewają wirusa wokoło. Gdy dzieje się to na świeżym powietrzu, gdy odległość wynosi powyżej 2 metrów, ryzyko infekcji jest ograniczone. Ale w przestrzeni zamkniętej, słabo wentylowanej, takiej jak sklep, kościół, autobus czy biuro, ryzyko złapania wirusa jest duże. Maseczka u osoby, która jest nosicielem wirusa, zasadniczo ogranicza zasięg rozsiewanych mikrokropel. Noszenie maseczek jest wyrazem odpowiedzialności, a nie tchórzostwa, nadmiernej ostrożności czy asekuranctwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek