Dramatyczne wieści napływają z Demokratycznej Republiki Konga, gdzie zidentyfikowano nowe źródło wirusa eboli. Sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, że punktem zapalnym jest milionowe miasto Mbandaka, będące stolicą Prowincji Równikowej, gdzie nigdy dotąd nie było eboli.
Sześć osób już zmarło. Kongijskie władze proszą wspólnotę międzynarodową o pomoc w powstrzymaniu kolejnej epidemii.
O nowym ognisku zapalnym poinformowano na kilka dni przed tym, jak Światowa Organizacja Zdrowia miała ogłosić, że na wschodzie Konga udało się pokonać ebolę. Ostatnia epidemia kosztowała tam życie ponad 2400 osób. Walkę z chorobą utrudniała trwająca rebelia, która generowała brak bezpieczeństwa, bieda oraz odra, atakująca szczególnie dzieci. W ciągu ostatnich miesięcy nowa szczepionka pozwoliła jednak ustabilizować sytuację i wydawało się, że wirus został pokonany.
„Nowe ognisko zapalne, tym razem na zachodzie kraju, budzi poważne zaniepokojenie tym bardziej, że Kongijczycy muszą stawić czoło nie tylko epidemii koronawirusa, ale i odry, która zabiła ponad 6 tys. osób, głównie dzieci” – mówi Radiu Watykańskiemu Dante Carraro, dyrektor pracującego w Kongu stowarzyszenia „Lekarze dla Afryki”.
"Jest to bardzo słaby i niestabilny kraj, gdzie trudno nieść pomoc. Przede wszystkim nie działa tam system opieki medycznej. Rocznie przekazuje się tam pro capite jedynie 15 dolarów na rozwój służby zdrowia. Naszym zadaniem jest więc wsparcie niedziałającego systemu, a zarazem szybkie wprowadzenie obostrzeń epidemicznych, które ograniczą zasięg epidemii – mówi papieskiej rozgłośni misyjny lekarz. – Bardzo ważna jest izolacja zakażonych i znalezienie wszystkich osób, z którymi byli w kontakcie, by mogły przejść kwarantannę. To niby proste, ale wyegzekwowanie tego w Kongu jest bardzo trudne. Musimy jednak uczynić wszystko by się to udało, ponieważ w przeciwnym wypadku ebola może wymknąć się spod kontroli i wywołać kolejną tragedię.
Ebola ma bardzo wysoki wskaźnik śmiertelności. Wśród dorosłych sięgał on w czasie ostatniej epidemii 60 proc, a wśród dzieci poniżej piątego roku życia aż 78 proc. Zarażenie się nią jest jednak trudniejsze niż koronawirusem czy odrą.