Trudno milczeć, trudno nie wołać, kiedy tak boli rozdarcie naszej wspólnoty.
Trudno milczeć, gdy boli; trudno nie wołać w złej toni, trudno też nie wzdychać w niewoli; w jednej łodzi siedzimy, wiatry przeciwne mamy, wełny biją, maszty łomią, żagle drą, morscy rajtarzy na łódź szturmują, nas dobywają, ognie niecą, łódź palą, na patrona godzą. Żeglarze śpią. Ja, ginąc, na Was „Rata” wołam, których wszystkich pomoc wielka, z osobna każdego mała moc w tej łodzi jest. „Cóż wołasz?” – rzeczecie. To: wszyscy do sztyru bieżcie, masztu strzeżcie, żagle na tramontanę naciągajcie, na lewo ku Niemcom nie uchodźcie, wiatrów zachodnich się bójcie, polskimi pływajcie, ku portu sztyr dzierżcie, oręża na rajtary dobywajcie, patrona brońcie, żeglarza ze snu obudźcie. Inak wszyscy jedną plagą ze mną zginiecie… – tak jędrną polszczyzną z 1564 r. wzywał rodaków do opamiętania Stanisław Orzechowski, pierwszy mistrz polskiej publicystyki, miłośnik wolności. Dramatyczny charakter tego apelu przychodzi mi na myśl teraz: kiedy znów trudno milczeć, trudno nie wołać, kiedy tak boli rozdarcie naszej wspólnoty, kiedy też widać, że na złą toń wpłynął nasz wspólny okręt… Widzę, przecież nie ja jeden, jak mniejsza, ale hałaśliwa część zbuntowanych przeciw wybranemu wcześniej kapitanowi pasażerów woli raczej okręt zatopić niż pozwolić, by przeszedł przez rafy pandemii i kryzysu z dotychczasową załogą. Ta część widzi tylko ster okrętu i chce go koniecznie, za wszelką cenę, wyrwać z rąk kapitana patrona. A łódź? Niechaj tonie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Nowak