W analizach na temat przebiegu epidemii koronawirusa w Polsce brakuje jednego elementu – tak wielkiej modlitewnej mobilizacji w Polsce nie było od wielu lat.
Decyzja zapadła. Ogłoszenie beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego zostało odłożone bezterminowo. Albo raczej terminowo: do ustania pandemii koronawirusa. No cóż, rozumiem argumenty za podjęciem tej decyzji. Najważniejsze jest bezpieczeństwo uczestników uroczystości – i tych z urzędu, i wiernych, którzy chcieliby w niej wziąć udział. Można powiedzieć, że sam prymas, który zawsze miał na uwadze dobro wiernych i narodu, zapewne nie życzyłby sobie, by z jego powodu narażać kogokolwiek na niebezpieczeństwo utraty zdrowia czy życia. Co istotne, ta decyzja potwierdza linię Watykanu, który mocno ograniczył, a właściwie zawiesił organizację uroczystości religijnych z udziałem wiernych. Papież Franciszek samotnie albo w gronie kilku osób celebrował nabożeństwa w Wielkim Tygodniu i w Niedzielę Zmartwychwstania, co dla obserwujących transmisję telewizyjną było chyba tak samo poruszające, co dojmujące. Watykan, jak wynika z komunikatu metropolity warszawskiego, ograniczył też działalność papieskich legatów, którzy w Kościołach lokalnych w imieniu papieża dokonują aktu beatyfikacji. Bez papieskiego legata ogłoszenia beatyfikacji po prostu być nie może. Odwołane więc zostały takie uroczystości, zaplanowane do połowy czerwca we Włoszech, Hiszpanii i w Polsce. Warto to podkreślać, bo powstają już teorie spiskowe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa K. Czaczkowska