Krasnoludek dostał od wróżki dwa buty: siedmiomilowy i sześciomilowy. I zmarł w szpagacie. Tak żyłem. To cud, że nie zginąłem w tym rozkroku.
05.05.2020 13:20 GOSC.PL
Tak wiem: od lat stałem się monotematyczny i z uporem zdartej płyty piszę jedynie o Jego królestwie. Nie chcę już inaczej. To cud, że nie zmarłem w szpagacie. Przez wiele lat stałem w bramie. Między dwoma światami.
Pamiętam to rozdarcie. Z jednej strony świat Kościoła, z drugiej kultury niezależnej, punk rocka, koncertów, czad giełdy. Cały czas w rozkroku. Między sacrum a odjazdem, oazą a pogo, Blachnickim, a Kantorem i Grotowskim, chorałem a ścianą dźwięków Bauhausu, Pronga czy pierwszego składu Siekiery. Między lekcjonarzem, a „bruLionem”, w którym debiutowałem. Dadaizm i rezurekcja. Wiem, co to znaczy stracić na kilka dni słuch po koncercie The Swans, w czasie którego Michael Gira eksperymentuje „łączenie piękna z cierpieniem”.
Funkcjonowałem w dwóch światach i szarpałem się, nie miałem pokoju serca. „Albo się modlę, albo się podlę, oddzwonię później, gdy będę w siodle” – usłyszałem kiedyś na automatycznej sekretarce. To była moja rzeczywistość.
Gdy Go poznałem, wszystko inne przestało smakować. Nie, nie obraziłem się na ten świat, nie zrezygnowałem z muzyki, nie wywaliłem płyt, nie przestałem śledzić tego, „co w literaturze piszczy”. Tyle, że to, co On wnosi jest o Niebo lepsze!
Nic tak nie smakuje tak, jak On. Zaspokaja mnie, wypełnia, a jednocześnie sprawia, że coraz bardziej za Nim tęsknię.
Znam swoją kondycję. Wiem, że nie jestem godzien spotkać się z Nim nawet na poziomie rzemyka u sandałów. Co z tego, skoro On przychodzi i mówi: „Marcin, to prawda. Nie jesteś godzien. Ale ja – Syn Pana Zastępów – jestem godzien”. Schyla się i całuje proch. Tylko dlatego się spotykamy.
Zobacz wszystkie odcinki vloga Marcina Jakimowicza na https://www.gosc.pl/Antywirus.
Marcin Jakimowicz