Co nam zostanie w Kościele po koronawirusie?
25.04.2020 08:00 GOSC.PL
Pandemia wygenerowała nową odmianę churchingu – e-churching. To już nie bieganie po kościołach, ale – klik! – i jestem na internetowej Mszy. Klik! – i włączam rekolekcje wziętego kaznodziei. Klik! – i jestem na Jasnej Górze albo w Łagiewnikach.
Ma to swoją wartość. W czasach izolacji daje namiastkę wspólnoty. Gdy nie można przyjąć Komunii sakramentalnej, pomaga w przyjęciu komunii duchowej. Dla jednych może być ewangelizacyjnym impulsem. Dla innych – umocnieniem, pogłębieniem, katechezą. Nieraz bardzo wartościową.
Hm..., a może - kiedy zaraza minie - ktoś sobie pomyśli: "eee tam, nie chce mi się iść do mojej parafii. Puszczę sobie Mszę z kazaniem..." (tu wstaw nazwisko któregoś z błyskotliwych internetowych kaznodziejów). Ja celowo ich nie wymieniam, bo nie o nie tutaj chodzi. Chodzi o to, czy przyzwyczajenie z czasów koronawirusa nie wyssie ludzi z parafii. Albo może w ogóle – z kościołów.
Zrobiłem mały research wśród proboszczów. Ich obserwacje i intuicje pokrywają się z moimi albo je uzupełniają.
Internetowe duszpasterstwo jest błogosławieństwem, gdy istnieje realna wspólnota, którą ono wspiera. A co, jeśli nie znajdujesz takiej w swojej parafii? A w dodatku znalazłeś ją w tych trudnych dniach gdzie indziej? Moja rada: spróbuj jednak wrócić do swej parafii. Nie możliwe? OK, zostań w nowej wspólnocie, ale zaangażuj się w nią realnie, nie wirtualnie. Szukaj takiej, w której to jest możliwe, choćby ze względu na odległość. Nie bądź tylko konsumentem pięknej internetowej liturgii czy porywających kazań. Jeśli rzeczywiście są takie głębokie, to usłyszysz w nich, że liczy się miłość. A ona realizuje się w konkretnych relacjach: w małżeństwie, rodzinie, parafii, wspólnocie. Danie serduszka na fejsie i chwila wzruszenia to jeszcze nie miłość. Jeśli na tym się kończy, to jesteś tylko "słuchaczem oszukującym samego siebie" (Tak mówi św. Jakub. Fantastyczny jest ten jego list w Biblii! Sam konkret!)
Pytanie o e-churching to jedno ze szczegółowych pytań o Kościół po koronawirusie. Nie wiem, jaki będzie. Ale mam jedno silne przeświadczenie:
Wierzę, że Pan Bóg chciałby, żeby Kościół po koronawirusie był jeszcze bardziej Kościołem miłosierdzia. Zawsze uważałem, że orędzie zawarte w "Dzienniczku" św. Faustyny to dany przez Boga klucz do rozumienia naszych czasów. Zarówno w skali mikro (jednego ludzkiego serca), jak i makro (w skali świata, Kościoła).
Czytam obawy, że wymuszona pandemią izolacja zaowocuje w przyszłości dobrowolną samoizolacją, rozumianą jako egoistyczne zwrócenie się ku samemu sobie albo – co najwyżej – własnemu otoczeniu. Może i tak będzie. Ale mam nadzieję, że nie wśród uczniów Chrystusa. Już dziś widać piękne przykłady solidarności, a nawet heroizmu duchownych i świeckich, którzy są miłosiernymi Samarytanami dla ofiar pandemii. A kiedy ona się skończy, wielu będzie potrzebowało pomocy materialnej, psychicznej i duchowej.
Jeśli jakaś parafia przespała pandemiczny okres duszpasterstwa wirtualnego – trudno.
Okresu duszpasterstwa miłosierdzia przespać nie wolno.
Jarosław Dudała