To prawda, że Pana Jezusa można spotkać wszędzie, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy uronić łzy, widząc zamknięte kościoły.
Wśród pozytywnych rzeczy, jakie zdaniem różnych komentatorów może przynieść Kościołowi pandemia koronawirusa, jest ożywienie tego, co nazywamy Kościołem domowym. I nie chodzi tutaj o małżeńsko-rodzinny ruch świeckich, działający w ramach Ruchu Światło–Życie, który nazywa się właśnie Domowym Kościołem, ale w ogóle o świadomość wiernych, że podstawą wzrastania i dojrzewania w wierze jest rodzina. Rzeczywiście, restrykcje związane z koronawirusem sprawiły, że w wielu katolickich domach jest więcej nie tylko indywidualnej, ale i wspólnej modlitwy, w tym pobożnego uczestnictwa w Mszach transmitowanych przez telewizję, radio czy internet. Wzruszające są szczególnie opowieści o modlitwach małych dzieci, które na swój sposób wyczuwają zagrożenie i proszą Boga, by „zabrał tego koronawirusa”. Sobór Watykański II, w Konstytucji dogmatycznej o Kościele, mówiąc o małżeństwie i rodzinie, stwierdza: „W tym domowym niejako Kościele rodzice przy pomocy słowa i przykładu winni być dla dzieci swoich pierwszymi zwiastunami wiary” (nr 11). Naukę tę rozwinął Jan Paweł II, m.in. w adhortacji „Familiaris consortio” (zob. nr 21). Katechizm Kościoła Katolickiego naucza natomiast, że rodzina powołana jest do modlitwy, czytania słowa Bożego i ewangelizowania (zob. nr 2205). To nauczanie znajduje swoje zakorzenienie w Piśmie Świętym, szczególnie w listach św. Pawła. Kończąc List do Rzymian, apostoł prosi, by pozdrowić Pryskę i Akwilę, a także „Kościół, który się zbiera w ich domu” (16,5). W Liście do Filemona Paweł zwraca się m.in. do „Archipa i do Kościoła gromadzącego się w tym domu” (2). W początkach Kościoła nie było wszak świątyń chrześcijańskich, co więcej, chrześcijanie nie zawsze mogli swobodnie się gromadzić, a zatem spotykali się na modlitwie i sprawowali liturgie w domach nawróconych rodzin. Trzeba jednak podkreślić, że nie ma żadnej „rywalizacji” pomiędzy świadomością roli Kościoła domowego a misją Kościoła parafialnego i duszpasterzujących w nim księży. Te rzeczy, dobrze rozumiane, nawzajem się umacniają. Przyznam, że razi mnie retoryka tych, którzy zachwycają się internetowym życiem liturgicznym w taki sposób, jakby nie widzieli, że obecna sytuacja Kościoła jest jednak dramatem. To prawda, że Pana Jezusa można spotkać wszędzie, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy uronić łzy, widząc zamknięte lub ograniczone w swych funkcjach kościoły. Takie łzy zapewne będą miłe Bogu…•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Dariusz Kowalczyk SJ