Fajnie jest żyć w uzdrowisku, gdy nazwa "Zdrój" napędza turystów i lokalną gospodarkę, a przyjmuje się tych, którzy wydają pieniądze. Gorzej, gdy przyjezdni nie spełniają tych kryteriów, bo pobyt mają spędzić w izolatoriach. A jednak łatwiej byłoby mi zdecydować się na urlop w miejscu, gdzie jest się mile widzianym w każdej sytuacji.
19.04.2020 23:53 GOSC.PL
Przeglądając dziś informacje na jednym z portali społecznościowych, zwróciłem uwagę na apel znajomej - znanej i lubianej osoby z Krynicy-Zdroju. Prosiła o podpisywanie protestu przeciw utworzeniu w tym kurorcie izolatoriów dla osób chorych i z podejrzeniem choroby COVID-19, gdyż decyzja o umieszczeniu izolatoriów w sanatoryjnych budynkach odstraszy turystów i będzie dramatem dla lokalnego biznesu, gdyż do miasteczka - i tu cytat - "przylgnie łatka miejsca, w którym leczone są osoby na COVID-19".
W petycji możemy przeczytać, że sygnatariusze wyrażają "głęboki sprzeciw i dezaprobatę wobec decyzji wojewody małopolskiego o utworzeniu w ich pięknym mieście izolatoriów". Wiadoma sprawa, że jak miasteczko piękne - jak czytamy w petycji: Perła Polskich Uzdrowisk - to nie powinno się w nim leczyć chorych na COVID-19. Tych z koronawirusem można leczyć tylko w tych brzydkich i biednych, bo i tak wiele nie zubożeją. A że miasteczko uzdrowiskowe i pełne infrastruktury sanatoryjnej, to przecież o dancingi i spacery na deptaku chodzi, ewentualnie jakąś rehabilitację narządów ruchu, a nie leczenie ludzi z chorobami układu oddechowego, bo nie dość, że na deptak z izolatorium nie wyjdą i lokalnego biznesu nie wspomogą, to jeszcze zdrowych pensjonariuszy odstraszą.
Przyznam, że przybił mnie ten apel. Ale czynię zadość prośbie autorów i petycję tym tekstem nagłaśniam. Z tą różnicą, że nie całkiem podzielam punkt widzenia. Tak, wiem, mnie ten problem nie dotyczy bezpośrednio. Ani w Krynicy nie mieszkam (i to się raczej nie zmieni), ani (póki co) na COVID-19 nie choruję. Ja mieszkam w skrojonych wg socjalistycznych wzorców urbanistycznych, znacznie mniej pięknych, Tychach. U nas nie ma TEGO deptaka, nie ma corocznego Forum Ekonomicznego, nie ma sanatoriów. Podatku klimatycznego nikt nie pobiera, bo smogu mamy na Śląsku tyle, że można nim obdzielić pół Polski i jeszcze by zostało. I przede wszystkim nie ma u nas izolatoriów. Jest za to największy na Śląsku jednoimienny szpital zakaźny - potężny, bo na blisko tysiąc łóżek - gmach, powstały z dnia na dzień z głównego szpitala wielospecjalistycznego, który służył naszemu 130-tysięcznemu miastu i całemu otaczającemu powiatowi. Dziś leczy się tu ludzi chorych na COVID-19 z rejonów od Częstochowy po słowacką granicę w Beskidach, choć z samych Tychów zakażeń jest jak dotąd mało. I nikt nie pisze, żeby na przykład licznych chorych z powiatu lublinieckiego odsyłać do Lublińca, bo nam szpital blokują, bo to są tacy sami ludzie jak my, tyle że mieli pecha zarazić się wcześniej. Nikt się nie burzy, żeby odsyłać chorych z Beskidów do Bielska-Białej, bo władza mogła przecież zrobić szpital tam, prawda? Zamiast tego od pierwszego dnia, gdy pojawiła się informacja o wyznaczeniu naszego szpitala na placówkę przeznaczoną dla zakażonych koronawirusem, poszczególni ludzie i liczne organizacje działające w mieście, od prywatnych firm po parafie, zaczęli zbierać pieniądze na środki potrzebne w szpitalu czy organizować pracę wolontariuszy. I to nie tak, że nie boimy się, że stworzenie tutaj szpitala zakaźnego nie zwiększa ryzyka rozprzestrzenienia się wirusa. Ano zwiększa. A jak się rozprzestrzeni, to i lokalne zakłady pracy padną. Część zresztą pada i bez tego. Ale to jest nasza wspólna sprawa, którą rozwiążemy solidarnie, albo wcale. I - chociaż dotąd wydawało mi się to normalne - to dziś jestem dumny z tego, że nie robiono w mieście wielkich petycji sprzeciwu (możliwe, że jakieś były, bo miasto jest duże, ale żadna się nie przebiła), tylko zbiórki sprzętu dla szpitalnego personelu.
Nie piszę tego, żeby się pochwalić, jakie mam wyjątkowe miasto. Wiem, że w wielu innych miastach było podobnie. W tych, w których organizowano szpitale zakaźne, w tych, w których tworzone będą izolatoria, również w turystycznych kurortach uzdrowiskowych. Ta petycja może zaszkodzić perle polskich uzdrowisk bardziej niż izolatoria. Bo wypuszcza w świat komunikat: "Ty sobie Polsko radź z problemem, do nas przyjeżdżaj, ale tylko na wakacje, najlepiej z certyfikatem medycznym". I chociaż - jak w każdej społeczności - z pewnością w Krynicy jest też wielu gotowych do pomocy ludzi, którzy m.in. organizują zbiórki sprzętu medycznego dla ratowników (jak TUTAJ), ten apel protestacyjny odbije się również na nich.
Bo wielu turystów (wśród nich ja) chyba woli do miasta, które ma izolatoria, ale ma i empatię. A jeśli do Krynicy, to z pewnością wolę do takiego gospodarza, u którego jestem mile widziany w każdej sytuacji, a gościnność jest czymś więcej niż oceną potencjalnie zostawionych w kurorcie pieniędzy. Bo to trochę nie fair - przez dziesięciolecia czerpać korzyści z tego, że jest się miastem z dumnym członem "zdrój" w nazwie, a gdy pojawia się dotykający nas wszystkich problem epidemii, pozamykać sanatoria i udawać, że uzdrowisko to nie tutaj, że może w sąsiedniej dolinie, a najlepiej co najmniej cztery góry dalej. Nie fair nie tylko względem reszty świata - również względem kryniczan, którzy protestu nie poparli, którzy również licznie angażują się w walkę z epidemią (bo takich też przecież nie brakuje), a jeśli poważnie zachorują, to będą leczeni w Nowym Sączu albo Krakowie. A nawet ci, którzy protest poparli, nie chcieliby, aby w razie zachorowania i ciężkiego przebiegu choroby nie przyjęto ich w krakowskim szpitalu, bo przecież mają w królewskim grodzie już dwa zakaźne i więcej po prostu nie chcą. Zresztą pod względem rozsiania epidemii dla mieszkańców większe zagrożenie stanowią bezobjawowi turyści na deptaku niż zamknięci w izolatorium chorzy.
Ta petycja po prostu boli, dlatego i ja mam apel do jej sygnatariuszy: #przemyśl_Krynico !
Wojciech Teister