- Żal doskonały jest inspirowany łaską Bożą. To nie jest tak, że ja go „wyprodukuję” czy wykreuję. Ten żal za grzechy musi być momentem modlitewnego spotkania z Bogiem - mówi w rozmowie z KAI o. Jordan Śliwiński OFMCap, inicjator kapucyńskiej Szkoły dla Spowiedników.
Czy żal doskonały to bardziej jednorazowy akt i powinien być stosowany w takiej sytuacji jak epidemia koronawirusa raz na jakiś czas czy lepiej codziennie?
Akt żalu doskonałego może być związany ze zwyczajnym sakramentem pokuty i pojednania, gdyż prowadzi do wyznania grzechów i postanowienia poprawy. Z drugiej strony Kościół zachęca też do praktykowania aktu żalu za grzechy każdego dnia - by na przykład zamykać dzień, dziękując Bogu za dobro, które dzisiaj stało się moim udziałem, i przeprosić Go za grzechy, które popełniłem. Żal za grzechy może być więc jak najbardziej praktyką codzienną. Dobrym przykładem jest tutaj mój współbrat - bł. Marek z Aviano - który będąc kapelanem wojsk Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, uczył żołnierzy, w tej niecodziennej sytuacji walki, kiedy nie mógł wyspowiadać wszystkich przed bitwą, właśnie aktu żalu doskonałego.
Jak w ogóle powinien wyglądać taki moment odczucia żalu doskonałego?
Najważniejsze jest chyba uświadomienie sobie, że żal doskonały jest inspirowany łaską Bożą. To nie jest tak, że ja go „wyprodukuję” czy wykreuję. Ten żal za grzechy musi być momentem modlitewnego spotkania z Bogiem. Staję przed Nim, uświadamiam sobie swój grzech i Jego proszę o łaskę. Ja, gdy wzbudzam w sobie żal za grzechy, próbuję sobie uświadomić taką figurę małego dziecka, jak to pamiętam z relacji moich rodziców, gdy coś tam przeskrobałem i uczono mnie, że powinienem przeprosić. I przypominam sobie, jak się do tego przyznawałem przed tatą czy mamą, mówiąc z pokorą, co zrobiłem i że jest mi z tego powodu przykro. Uczono mnie w domu, że najważniejsze jest w żalu przekonanie, że grzech naruszył relacje, nie był dobrą odpowiedzią na otrzymane dobro. Strach przed karą był zawsze na drugim miejscu. Staram się więc właśnie mieć taką świadomość, kiedy staję przed Bogiem - Kimś, kto chce mojego dobra, kto mnie bardzo kocha, kto nie chce tylko liczyć moje błędy, ale chce, żebym się od tego zła odbił i trwał w dobru.
Co zatem wybrać w tej niełatwej sytuacji, jaka nas dotyka? Poszukiwanie za wszelką cenę bezpiecznego sposobu na spowiedź z kapłanem czy podjęcie aktu żalu doskonałego?
Sądzę, że jedno nie wyklucza drugiego. Ta trudna sytuacja może być dobrym momentem, żeby uczyć się takiego codziennego rachunku sumienia, który Kościół zaleca. To może być dobry nawyk, który z tej sytuacji pozostanie w moim życiu duchowym i jeśli się uda, to także - przy współpracy z łaską Bożą - będzie to akt żalu doskonałego. Myślę jednak, że to nie musi wykluczać pragnienia przystąpienia do sakramentu pokuty i pojednania. Oczywiście teraz jest to trudniejsze, ale nie niemożliwe. W naszej parafii umawiamy się na spowiedź telefonicznie. Mamy określoną liczbę pomieszczeń, w których może być zachowany bezpieczny dystans między osobami. Ważne jest też odpowiednie rozeznanie, czy spowiedź jest naprawdę niezbędna dla mojego życia wewnętrznego. Jeśli nie ma takiej konieczności duchowej czy rozumianej teologicznie, a więc grzechów śmiertelnych czy silnego pragnienia pojednania z Bogiem, to być może rozsądne będzie przełożenie odbycia tego sakramentu na czas bardziej sposobny.