Trup wypadł z szafy. Pandemia obnażyła to, co głęboko w nas siedziało. Baliśmy się zawsze, a jedynie udawaliśmy, że tak nie jest. Pora na zmierzenie się ze swymi lękami.
26.03.2020 09:54 GOSC.PL
Przymusowe siedzenie w domach uruchomiło w nas sporo emocji, których się nie spodziewaliśmy albo które chcieliśmy skrzętnie ukryć. Epidemia obnażyła w wielu z nas ogromne pokłady lęku.
Jak bardzo zmieniły się priorytety! To, co przed miesiącem wydawało się niemożliwe, stało się codziennością. Okazało się, że można żyć bez szwendania się po galeriach, wydawania pieniędzy na zbytki czy, choć to trudne, oglądania meczów Napoli i Barcelony.
Odarci z tych „czasoumilaczy” obudziliśmy się nadzy i zalęknieni. Lęk nie pojawił się jednak po oglądnięciu wiadomości i przeczytaniu chorobowych statystyk na portalach. Był w nas zawsze, ale ukryty, zawalony stertą gadżetów, znieczulony, szczelnie zasłonięty setkami masek, które nie były maseczkami higienicznymi.
To, że lęki wychodzą na jaw, jest ogromnym błogosławieństwem. Przynajmniej wiadomo, z czym trzeba się zmierzyć. Jak zapowiadał Jezus: wyzwala nas prawda. Bóg daje nam na to niezwykły czas.
Co ciekawe, słowo „kwarantanna” z języka łacińskiego oznacza… „czterdzieści” – podpowiada ks. prof. Mariusz Rosik. – Wskazuje ono na czterdziestodniowy post Jezusa na pustyni i liturgiczny okres Wielkiego Postu.
Po internecie krąży mem. Kilku kaznodziejów zapowiada: „Przygotowaliśmy dla was wielkopostne rekolekcje”. Na to odzywa się w niebie Pan Bóg: „My również…”.
Nikt nie spodziewał się takich rekolekcji. Zatrzymanie, którego doświadczamy, jest bolesne, ale konieczne. Nigdy nie widziałem tylu duchowych treści na Facebooku, takiej tęsknoty za Eucharystią. Biblia zna określenie „błogosławieństwo utraty”. Przerobił je na własnej skórze Abraham: utrata Ur, utrata ojca, utrata domu, utrata Sary, utrata Lota. Szedł, tracąc to, co było dla niego ważne, a jednocześnie uświadamiając sobie rzeczywistości, których wcześniej nie doceniał. To on stał się „ojcem narodów”, a jego potomstwo jest liczne jak piasek i gwiazdy.
Pandemia odkryła w ludziach ogromne pokłady lęku. Biorą Biblię i czytają: „Nie bój się”, „Nie lękaj się”. Ale jak to się robi???
− Wezwanie do spokoju słowami „nie bój się” wydaje się nielogiczne, bo jak można komuś, kto ma lęk wysokości, mówić, by się nie bał przepaści – opowiadał mi ks. Wojciech Węgrzyniak. − W tym wezwaniu nie tyle jednak chodzi o to, że ja ci nakazuję się nie lękać, co obiecuję ci swoją obecność: nie bój się, nie jesteś sam, damy radę, jestem przy tobie. Nie ma nic gorszego w strachu niż samotność. Słowa „nie lękaj się” wypowiadane w Biblii przez Boga, Jezusa czy aniołów mają w sobie ten mocny przekaz: znam twoje uczucia, wiem, co czujesz, i chcę cię zapewnić, że nie zostaniesz w tej sytuacji sam.
Marcin Jakimowicz