W czasach biologicznych zagrożeń, w chwili bólu, strachu i cierpienia najskuteczniejszym lekarstwem staje się… nadzieja i poezja.
23.03.2020 12:08 GOSC.PL
Większość oficjalnych wiadomości w ostatnich dniach zaczyna się od słów: „W tym trudnym czasie…”. Jest w tym zwrocie bardzo dużo prawdy. Żyjemy w momencie z całą pewnością niełatwym. To dla większości z nas sytuacja nowa, zaskakująca i całkowicie nieznana. Szalejący na świecie koronawirus działa coraz mocniej, bez względu na szerokość geograficzną kraju, poziom jego rozwoju gospodarczego lub też zdolności militarne bądź zawarte sojusze. Dzisiaj silniejszy efekt dają nie superdrony wspomagające tarczę atyrakietową, ale maseczki będące elementarną bronią tarczy antybakteryjnej.
Niestety wydarzenia ostatnich dni i tygodni nie pozostają obojętne dla naszej psychiki. Możliwym jest, że dla wielu z nas okres kwarantanny, izolacji, a także coraz większej niepewności staje się źródłem wyraźnego kryzysu psychicznego. Zdaniem Doroty Kubackiej-Jasieckiej, kryzys emocjonalny to powstające napięcie, najczęściej o charakterze lękowym, prowadzi do chaosu psychicznego i dezorganizacji zachowania”. Nowość, a także nieprzewidywalność ostatnich dni sprawia, że coraz większy udział w naszym życiu odgrywa dezorientacja. Nie wiemy, co robić i jak robić. Spokojnie jednak. Jak mawiał bowiem wybitny polski psychiatra i psycholog, prof. Kazimierz Dąbrowski, każda dezorientacja może być pozytywna.
Światło w mroku
Jak w czasie lokalnych epidemii i globalnych pandemii odnajdywać cokolwiek pozytywnego? Co może być dobrego w świecie, który właśnie przeżywa swoje największe od lat załamanie? Jak funkcjonować chociażby z odrobiną optymizmu, patrząc na wojskowe ciężarówki, które musiały zostać zatrudnione we Włoszech do wywożenia kolejnych setek trumien z miejsc, w których nie wystarczało dla nich już miejsca? Dzisiaj optymizm dla większości z nas jest gościem bardzo nieproszonym. Jacek Kacprzak w jednym ze swoich terapeutycznych opracowań, opisując przed latu stan kryzysu, w zasadzie przedstawił aktualnie przeżywaną przez nas sytuację: „odczuwanie wydarzenia jako nieoczekiwanego, spostrzeganie sytuacji jako utraty lub zagrożenia, poczucie niepewności co do przyszłości, poczucie utraty kontroli, nagłe naruszenie rutynowych sposobów zachowania, stan napięcia emocjonalnego trwający przez jakiś czas, konieczność zmiany dotychczasowych sposobów funkcjonowania”. Wbrew temu śmiejemy się w twarz kwarantannie. Jednocześnie jednak coraz głośniej pytamy: do kiedy będzie ona trwać? Jakie będą jej efekty?
Cóż, poszukując kolejnych informacji dotyczących kryzysu, w sposób nieuchronny natrafiamy na teksty, które mocno zaznaczają, że każdy dramat jest szansą na pojawienie się nowych umiejętności, nowych zdolności oraz nowej nadziei. Załamujemy ręce, słysząc o kolejnych tysiącach osób zarażonych oraz setkach zmarłych. Złościmy się, widząc, że władze jednych państw zbyt późno wprowadziły restrykcje, a innych w ogóle zaniechały tego planu. Równocześnie jednak dochodzimy do interesującego wniosku. Gdy słyszymy bowiem w mediach o niezbędnym sprzęcie potrzebnym do walki z wirusem, gdy dowiadujemy się, że potrzeba lekarzy, pielęgniarek, ratowników i diagnostów, gdy dochodzą do nas informacje o konieczności zakupu masek, jednocześnie dociera do nas komunikat: „Zostań w domu!”. Doszliśmy do stanu, w którym nie robiąc nic, robimy bardzo wiele. Żyjemy w świecie, w którym, siedząc w mieszkaniu, dajemy szanse np. medykom, którzy spokojniej mogą pracować, wiedząc, że na ulicy nie ma wielu potencjalnych niebezpieczeństw. Dzielimy się rzeczywistością, w której to odpowiedzialność najszybciej dostrzec w kolejce przed sklepem, gdzie każdy z precyzyjną dokładnością stoi oddalony od siebie o kilka metrów.
Realne (fake) newsy
Dzisiaj wielu z nas czuje się bezpiecznie, wiedząc, że posiada stały dostęp do informacji. Co jednak zaskakujące, czasy współczesne charakteryzuje przesyt informacji. Aktualnie nic poza COVID-19 nie jest w stanie dostać się do głównego nurtu programów publicystycznych. Gospodarkę widzimy przez pryzmat np. kredytów, których przyznawanie w czasach wirusa wiązać się może z niepewnością. Kampanie polityczne niejako się zatrzymały, a próby powrotu do głównych sporów partyjnych jawią się czasem jak dowcip zupełnie nie na miejscu. Nawet światopoglądowe kłótnie na chwile uległy wyciszeniu. Te, które się pojawiają w związku ze śmiercią kolejnych tysięcy osób, np. w Hiszpanii, trudno dzisiaj jednoznacznie oceniać w kryzysowym dla wielu stanie wyższych konieczności, w których decyzja medyczna nie może czekać dłużej niż pięć sekund. Świat już uległ zmianie, a nasz lęk potęguje świadomość, że bez względu na możliwości obliczeniowe komputerów i działania sztabów antykryzysowych nie możemy „przy całej naszej trosce dołożyć choćby chwilę do wieku swego życia?” Nie ocieplenie klimatu, nie reaktory jądrowe, a także żaden wyczyn szalonego terrorysty, lecz wirus zamknął nam szkoły, uczelnie i urzędy. On jednak daje nam także nowe narzędzia. To bowiem kryzys jest paradoksalnie najlepszym momentem do znalezienia w sobie siły.
Walcz, wojowniku
Trudno mówić i pisać o walce w chwili, gdy setki ludzi patrzy na swoje konto bankowe, a tam rozgościła się cisza. Trudno mówić o wojowaniu, gdy pytanie o pracę boli zaskakująco realnie. Ale to właśnie w takich chwilach nasz trud staje się największym orężem. Prof. Ron Domen, jeden z amerykańskich prekursorów badań dotyczących ludzkiej krwi, stwierdził w trakcie jednego z wykładów, że w czasach ogromnej władzy, jaką posiada precyzyjna biologia, z pomocą może nam przyjść coś całkowicie zaskakującego. Jego zdaniem, nigdy nie zatracimy ludzkich cech oraz piękna i wartości człowieka, jeśli będziemy pamiętać o uniwersalnym języku poezji. Oczywiście wiersz nie uratuje firmy przed bankructwem. Nie sprawi, iż mój bliski nagle zmartwychwstanie. Patrząc w mikroskop, widzimy dokładnie reakcje i obraz wirusa, którego objawy wzbudzają w nas lęk. To niewidzialny wróg, jak go dosłownie jednym z wpisów opisała mieszkająca w Mediolanie Ciara McAuleu. Gdyby żył w dzisiejszych czasach ks. Jan Twardowski, zapewne oceniłby, iż doszliśmy do chwili, „gdy pewność jest niepewna”. Poezja nie wyleczy nas z ekonomicznego krachu lub wirusowego stanu zapalnego. Dać nam jednak może coś równie mocnego, jak tajemne cząstki wirusa z koroną. Dzięki niej otrzymujemy bowiem nadzieję, która w każdej terapii, w każdym bólu i cierpieniu jawi się jako składnik, od którego zaczyna się poprawa.
Obecnie żyjemy w chwili, w której zbliżamy się w pewnym sensie do czarnej dziury, w której wszystko jest nowe, wszystko się zmienia, albo zatrzymuje. W filmie „Interstellar”, główny bohater znajdując się w podobnej sytuacji, mając wlecieć w otchłań, w pewnym momencie wraca do wiersza, wraca do poezji, która nie zabiera od niego przerażenia, ale daje siłę do walki. A zatem:
„Nie wchodź łagodnie w tę pogodną noc,
niech płonie starość tuż przed kresem dni,
walcz, walcz gdy światło traci swoją moc,
chodź wiedzą mędrcy, że się zbliża mrok
bo żaden piorun z ust nie padnie ich,
nie wchodzą z ulgą w tę pogodną noc,
walcz, walcz gdy światło traci swoją moc." (cyt. Dylan Thomas)
Błażej Kmieciak