Światowy kryzys, który miał miejsce w 2008 roku, może okazać się niczym w porównaniu z załamaniem światowej gospodarki wywołanym koronawirusem.
Dla Zachodu to niemal koniec świata. Tak można w skrócie opisać chaos, jaki wywołała po części nadmierna panika, po części racjonalna prewencja konieczna do zatrzymania epidemii. Ta sytuacja odsłania brutalną prawdę o nierówności, jaka rządzi stosunkami międzynarodowymi, relacjami gospodarczymi i procesami ekonomicznymi. Bo przecież z punktu widzenia na przykład Syryjczyków, uciekających od 9 lat przed bombami lub terrorem, wynoszących spod gruzów ciała swoich bliskich lub koczujących w obozach dla uchodźców, a w ostatnich tygodniach zamarzających na śmierć pod granicą turecką, korona-panika, jaka opanowała Zachód, wygląda trochę jak płacz rozpieszczonych dużych dzieci, że nagle zabrakło im sushi i kawioru. Dla mieszkańców Syrii, Jemenu, a wcześniej Iraku doświadczenie „końca świata” trwa od dłuższego czasu, a jednak dopiero zachodnia panika wywołana wirusem sprawiła, że na naszych oczach być może przyspiesza załamanie się światowego porządku. Widoczne już spowolnienie, a tym samym mocno prawdopodobny kryzys gospodarczy może być o wiele groźniejszy niż ten z 2008 r. Jednocześnie możemy być świadkami przyspieszonych narodzin nowego modelu funkcjonowania globalnej gospodarki. I to nie musi być koniecznie pesymistyczna wersja możliwych zdarzeń.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina