Panika i strach są najlepszą pożywką dla absurdu. Tymczasem nie da się związać koronawirusa SMS-owym "łańcuszkiem", choćby i był ze srebra i w pakiecie z osikowym kołkiem.
17.03.2020 15:50 GOSC.PL
Przyznajcie się szczerze - ile różnych "łańcuszków", mających powstrzymać epidemię koronawirusa z Wuhanu, już otrzymaliście?
Do mnie, różnymi kanałami (głównie komunikatory sieci społecznościowych i SMS-y), trafiło już co najmniej kilka, m.in.:
Są też bardziej pobożne sposoby ochrony przed koronawirusem SARS-CoV-2. Choćby dziś - otrzymałem zalecenie, podobno znana pustelnia, aby koniecznie dzisiejszej nocy na każdym oknie i na zewnętrznych drzwiach domu zrobić znak krzyża olejem egzorcyzmowanym, a jeśli nie mam do niego dostępu, to wystarczy woda święcona. Pustelnia zdążyła już wydać oświadczenie, że nie jest autorem tej masowo udostępnianej informacji.
Przykłady takich "łańcuszków" można mnożyć. A atmosfera strachu przed nieznanym dotąd zagrożeniem i poczucie niepewnej przyszłości są doskonałymi pożywkami, na których rosną jak grzyby po deszczu. Zwykle treść "łańcuszka" to nieszkodliwe zalecenie, choć niemające żadnego poparcia w faktach. Bywa jednak i tak, że zalecenia "doktora z Tajwanu" czy innego "wirusologa z Wuhanu" mogą być naprawdę niebezpieczne. Tak stało się m.in w Iranie, gdzie spora grupa przerażonych epidemią osób, chcąc się zabezpieczyć przed chorobą, spożyła spirytus, który okazał się skażony metanolem. Plotka, której uwierzyli, paradoksalnie okazała się prawdziwa - żaden z nich nie zmarł na COVID-19 - wszyscy wcześniej otruli się metanolem.
Również popularny w pewnych kręgach pomysł, by leczyć koronawirusa końskimi dawkami witaminy C, może skończyć się raczej poważnym rozregulowaniem układu gastrycznego i "kwarantanną na ceramice", z pewnością jednak nie da nam czarodziejskiej ochrony przed nowym patogenem.
Również pobożne "łańcuszki" należy traktować z dużą ostrożnością, bo granica między wezwaniem do wspólnej modlitwy a traktowaniem jej jak magicznego rytuału bywa bardzo cienka. Jeśli ktoś zachęca nas do łączności modlitewnej, jest to świetna okazja, by pogłębić życie duchowe i zanieść sprawy, którymi żyjemy, przed oblicze Pana Boga we wspólnocie Kościoła, choć każdy modli się ze swojego domu. Jeżeli jednak zaproszenie zawiera sformułowania typu "koniecznie" o tej godzinie, namawia do specyficznych rytuałów, sugerując, że tylko one przyniosą skutek, to warto zadać sobie pytanie, czy przypadkiem nie traktujemy wody święconej jak eliksiru profesora Snape'a z cyklu opowieści o Harrym Potterze.
Jak dotąd nie wynaleziono cudownego leku ani domowego sposobu na sprawdzenie, czy jest się zainfekowanym koronawirusem. Wszelkie potwierdzone i pewne informacje na ten temat możemy znaleźć na oficjalnych stronach Ministerstwa Zdrowia czy Głównego Inspektoratu Sanitarnego oraz w komunikatach tych instytucji, publikowanych w mediach. Również Kościół ma sprawdzone od lat formy modlitwy i nie wprowadza z okazji epidemii ani nowych sakramentaliów, ani obrzędów. Warto obecną sytuację powierzyć Bogu, ale naprawdę dla Niego nie ma znaczenia, czy koronkę odmówisz 19 marca o 19, czy dziś o 14.35. A jeśli chcesz użyć w swoim domu wody święconej, wystarczy Z WIARĄ skropić nią mieszkanie - nie trzeba dokładnie wymywać wszystkich okien. Ale - UWAGA! - nie jest to szczepionka dająca gwarancję ochrony przed zachorowaniem, bo nie taka jest rola wody święconej w kościelnych obrzędach.
Naprawdę nie da się związać koronawirusa "łańcuszkiem". Choćby i był ze srebra w pakiecie z osikowym kołkiem.
Sprawdzajmy źródła otrzymywanych informacji, a jeśli otrzymujemy od znajomych przeróżne "łańcuszki", nie tylko je ignorujmy, ale reagujmy, prosząc nadawcę, by nie kolportował takich informacji, bo naraża swoich odbiorców w lepszym wypadku na śmieszność, a w gorszym na niebezpieczeństwo.
Wojciech Teister