Były amerykański producent filmowy Harvey Weinstein został w środę skazany przez sąd w Nowym Jorku na 23 lata więzienia za gwałt i napaść seksualną. Weinsteinowi groziło od pięciu do 25 lat pozbawienia wolności. Obrona już zapowiedziała apelację.
24 lutego, po pięciu dniach obrad, ława przysięgłych uznała Weinsteina za winnego wymuszenia aktu seksualnego na asystentce Mimi Haleyi w 2006 roku i gwałtu na początkującej wówczas aktorce Jessice Mann w 2013 roku. Sędzia skazał go za pierwsze przestępstwo na trzy lata, a za drugie na 20. Ponieważ będzie kary odbywał jednocześnie, w więzieniu spędzi łącznie 20 lat.
Po zwolnieniu przez pięć lat musi przebywać pod nadzorem i zarejestrować się jako przestępca seksualny. Obrońcy 67-letniego Weinsteina, który w środę przybył do sądu na wózku inwalidzkim, zapowiedzieli, że ich klient odwoła się od wyroku.
Na sali sądowej przebywało w środę sześć kobiet, które zeznawały przeciw byłemu magnatowi filmowemu. Dziękowała im za to prokurator Joan Illuzzi. "Bez tych kobiet i innych osób, które zdecydowały się złożyć zeznania, nie można byłoby nigdy wszcząć tej sprawy, zakończyć jej z sukcesem, a oskarżony nigdy nie przestałby ranić innych ludzi ani niszczyć im życia" - powiedziała.
Weinstein był "upojony władzą" i wydawało mu się, że może bezkarnie robić wszystko, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji - oceniła.
W środę o swoich przeżyciach mówiły ofiary Weinsteina. Haleyi przypomniała, że zaatakował ją przy użyciu siły nie zważając na jej protesty. "Przez to, co zrobił pozbawił mnie godności" - dodała. "Chcę przypomnieć, że powiedziałem Harveyowi 'nie' () Gwałt to nie tylko moment penetracji, to trwa wiecznie" - powiedziała Mann.
Głos zabrał także sam Weinstein. "Naprawdę odczuwam wyrzuty sumienia z powodu tej sytuacji, odczuwam je głęboko w sercu. () Staram się być lepszym człowiekiem" - powiedział.