Partia Sinn Fein sensacyjnie zdobyła najwięcej głosów w wyborach parlamentarnych w Irlandii, przełamując trwający od wieku duopol centrowych ugrupowań.
Wybory parlamentarne w Irlandii pokazały, że sukcesy w polityce zagranicznej nie przekładają się na sprawy wewnętrzne. W styczniu 2020 r. premier Leo Varadkar ogłosił przedterminowe wybory. Szanowany na arenie międzynarodowej za twarde negocjacje brexitowe z Wielką Brytanią i mogący się pochwalić najwyższym wzrostem ekonomicznym swojego kraju wśród wszystkich państw UE, liczył na pewne zwycięstwo. Irlandia dołączyła jednak do coraz większej na naszym kontynencie grupy krajów, których wyborcy zakwestionowali utrwalony przez dekady porządek parlamentarny. Dwa centrowe ugrupowania – Fianna Fail i Fine Gael – od stu lat na przemian sprawujące władzę, w ostatnich wyborach łącznie zdobyły najniższą w historii liczbę głosów (odpowiednio: 22,2 proc. i 20,9 proc.). Beneficjentem politycznego trzęsienia ziemi okazało się Sinn Fein, które uzyskało 24,5 proc. poparcia. Partia ta przeszła w ostatnich latach gruntowną przemianę. Niegdyś traktowana była jak polityczny parias z powodu związków z Irlandzką Armią Republikańską. Natomiast obecnie, szczególnie dla młodszych mieszkańców Zielonej Wyspy, stała się partią protestu, ponieważ jako jedyna otwarcie mówiła w kampanii o pogłębiających się nierównościach społecznych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko