W nakazie „w każdym położeniu dziękujcie” ujmuje mnie słowo „położenie”. Leżę i wołam (uwaga, ważna jest intonacja): „Ja naprawdę serdecznie dziękuję za takie położenie!”.
23.01.2020 11:01 GOSC.PL
„Obyście byli tak szczęśliwi jak to wygląda na Facebooku!” – usłyszałem niedawno.
Przed miesiącem pisałem tekst o mięsie w piątek, który nie był o mięsie w piątek. Batalia szynki z jarmużem nie jest przecież zasadniczą osią walki duchowej, a pierwszym pytaniem, które Kowalski usłyszy po śmierci od „specjalisty od łowienia ryb” nie będzie brzmiało: „Co? Jadłeś w piątek boczek?”.
Kościół proponujący, by dzień śmierci Jezusa był dniem pokuty, nie zajmuje się utrudnianiem życia rozbawionemu pokoleniu i nie zachowuje się, jak pies ogrodnika, który sam nie zje, a drugiemu nie da. Przypomina jedyne o tym, że w życiu ważna jest harmonia i proporcja: i zabawa, i wyrzeczenie. I radość, i smutek.
Mnisi irlandzcy nakładali w VI wieku pokuty za poszczenie w niedzielę ‒ opowiada o. Maciej Szczęsny, jezuita ‒ Tradycja ta podkreśla konieczność dopuszczenia do serca zarówno radosnych jak i smutnych przeżyć, by pełnej doświadczyć relacji z Panem Bogiem całą szerokością swego serca.
Z pierwszych w życiu lekcji angielskiego zapamiętałem, że na pytanie „How are you?” należy zawsze odpowiedzieć: „I’m fine, thank you”. Nie było innej opcji.
Masz prawo pozwolić sobie na komfort innej odpowiedzi. Ważne, by przełamać ten stan „wielkiej smuty” uwielbieniem. W nakazie „w każdym położeniu dziękujcie” ujmuje mnie słowo „położenie”. Leżę i (uwaga, ważna jest intonacja) wołam: „Ja naprawdę serdecznie dziękuję za takie położenie!”.
– Ja nigdy nie walczę ze smutkiem – opowiada trapista o. Michał Zioło – Mówię: „Jezu, dzisiaj jestem smutny”. Ktoś może być zdumiony: „Dlaczego ojciec jest smutny?”. A przecież człowiek ma prawo być smutny! I trzeba pozostawić go w tym smutku. A Pan Bóg przychodzi do mnie takiego, jaki jestem. Przychodzi i mówi: „Czego się smucisz?” „Bo jest smutno” – odpowiadam. I Pan Bóg to szanuje. Ale On też mówi: W tym smutku możesz coś zrobić. A na końcu przypomni: Michał, przecież jestem!”.
Marcin Jakimowicz