Zarzucanie Benedyktowi XVI, że rzekomo nie dotrzymuje obietnicy usunięcia się z życia publicznego, jest manipulacją.
Znam ludzi, którzy mocno krytykowali Jana Pawła II. Drwili z jego nauczania – że papież z Polski nie rozumie współczesnego świata, że blokuje soborowego ducha, że konserwatywny, wsteczny itd. Mówili to w rozmowach prywatnych, niekiedy także publicznie. Ci sami załamywali ręce nad Benedyktem XVI, formułując podobne zarzuty co wobec Jana Pawła II. Owi krytycy i prześmiewcy perorowali o potrzebie otwartej dyskusji w Kościele, tolerancji, pójściu dalej z koniecznymi reformami. Ale dziś jakże często używają zupełnie innego języka. Wystarczy popatrzeć na przykład na to, jak reagują, kiedy papież emeryt Benedykt XVI zabierze głos. Są wściekli. Już nie mówią o potrzebie otwartej dyskusji. Nie wołają, że trzeba wsłuchiwać się w argumenty drugiego, nawet jeśli jego opinie wydają się nam kontrowersyjne. Dlaczego takie reakcje? Tym bardziej że wypowiedzi papieża emeryta w ogóle nie są kontrowersyjne. Merytoryczne, kompetentne, zakorzenione w Biblii i Tradycji Kościoła, a zarazem ukazujące znajomość czasów współczesnych. Niestety, trzeba niewiele, by piewcy Kościoła otwartego zatrzęśli się z oburzenia. Kiedy sędziwy, ale wciąż obdarzony doskonałą pamięcią i zdolnością logicznego myślenia Ratzinger wskazuje na uleganie mentalności rewolucji seksualnej jako jedną z przyczyn skandali seksualnych wśród duchownych, kiedy krytykuje moralny relatywizm i podkreśla znaczenie encykliki „Veritatis splendor”, kiedy przypomina, że obiektywna prawda istnieje, rozlega się jakiś dziwny chór, że miał milczeć, a nie milczy. Zarzucanie Benedyktowi XVI, że rzekomo nie dotrzymuje obietnicy usunięcia się z życia publicznego, jest manipulacją. Papież emeryt zapowiedział, że usuwa się, by w modlitwie i milczeniu służyć Kościołowi, w tym swemu następcy, i robi to, ale przecież nigdy nie miało to oznaczać całkowitego odosobnienia. A tu krzyk, że papież emeryt „śmiał” podzielić się swoimi przemyśleniami na temat znaczenia kapłańskiego celibatu. Bo ponoć w ten sposób przeciwstawia się Franciszkowi. A niby dlaczego głos za utrzymaniem wielowiekowej dyscypliny celibatu miałby oznaczać bycie przeciwko obecnemu papieżowi? Papież, który ma władzę w Kościele, jest jeden. I jest nim Franciszek. Nie ma żadnej dwuwładzy. A skoro różne autorytety i środowiska mogą wypowiadać się na temat Kościoła, to tym bardziej może to robić emerytowany biskup, nawet jeśli był biskupem Rzymu.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Dariusz Kowalczyk SJ