Trzy historie o tym, jak pozorna słabość, potrafi wyzwolić prawdziwą moc.
Karina Bisaga, żona Piotra i mama trójki dzieci - niepełnosprawnego Wojtusia oraz Szymona i Tereski.
Jesteśmy pełnoletnim małżeństwem. Dar życia przekazaliśmy dzieciom: Szymonowi, Teresie i Wojtkowi, który urodził się z Syndromem Wolfa Hirschhorna i jest dla nas wielką tajemnicą i niespodzianką, bo wybrał życie i od kilkunastu lat zaskakuje nas swoją radością i pokojem.
Dzieci są dowodem na nieskończoną miłość Bożą. Nie jestem w stanie wymyślić takich słów, które oddałyby wielkość Tego, który jest Panem naszej rodziny. To dzięki Jezusowi staramy się widzieć we wszystkim dobro i tak, jak Wojtek wybierać życie. Przebywanie w towarzystwie "Świętego", który przez upośledzenie umysłowe, raczej nie ma świadomości grzechu, jest dla całej rodziny balsamem na zło widoczne w świecie.
Wojtek nauczył nas jak cieszyć się z małych spraw, walczyć ze słabościami, jak żyć w gotowości, czuwać i modlić się w każdym czasie. Uczy nas jak się nie spieszyć, jak skupiać się na tym, co nas jednoczy, a nie na tym co dzieli. Uczy nas priorytetów. Cieszy się i jest pełen spokoju wtedy, gdy razem muzykujemy, czytamy książki, oglądamy filmy i koncerty, a zwłaszcza, gdy się razem modlimy. Swoim zachowaniem, pokazuje nam co naprawdę jest ważne. Gdy ktoś w domu podnosi głos, denerwuje siebie i innych, wtedy Wojtek rozładowuje napięcie tak zaraźliwym śmiechem, że problem prawie znika.
Wojtek nie sprawiał nigdy kłopotów. On naprawdę oszczędza nam niepotrzebnych stresów. Największą naszą słabością, a równocześnie ogromną siłą, jest nasza bezradność wobec jego cierpienia. Kiedy choruje albo trafia kolejny raz do szpitala jesteśmy tak bezsilni, że nawet trudno nam się modlić. I wtedy Duch Święty ma wreszcie przestrzeń do działania. Pozostaje uwielbienie i milczenie. Adoruję Jezusa w cierpiącym Wojtku, przy łóżku szpitalnym. Mój mąż z każdym dniem odkrywa w sobie nowe pokłady miłości i cierpliwości, kiedy przejmuje opiekę nad coraz cięższym Wojtkiem, którego trzeba wykąpać, nakarmić i przenieść do łóżka. Przy tym nadal jest otwarty na rozmowę i wspólne granie z pozostałymi dziećmi.
W naszym domu czas płynie inaczej. Znajomi i przyjaciele przychodzą, żeby się u nas modlić, pośpiewać, pośmiać lub zostawić swoje problemy i troski. Kiedyś znajoma zwierzyła mi się, że wystarczy jej pobyć trochę przy Wojtku i popatrzeć na nasze zwykłe i powtarzalne czynności, by nabrać pokoju i pogody ducha. I dziękowała za to, że po prostu jesteśmy. Niesamowite, jak bardzo może ubogacić świat i ludzi taki mały, nieporadny i zależny od innych Człowiek.