Trzy historie o tym, jak pozorna słabość, potrafi wyzwolić prawdziwą moc.
Ola Scelina, żona Iwa i mama trzech synów - Józia z zespołem Downa oraz Janka i Pio.
Gdy Józio miał 3 miesiące, o poranku obudził mnie telefon. Dzwoniła dr Wanda Półtawska z pytaniem, co jest Józiowi. Odpowiedziałam, że właśnie odebraliśmy wyniki z poradni genetycznej, stwierdzające trisomię. Wtedy głosem nieznoszącym sprzeciwu powiedziała: "Nie płacz. To dziecko wydobędzie z was to, co najlepsze. Wydobędzie z was miłość".
Ta myśl stała się dla mnie kompasem w wędrówce z naszym synkiem. I rzeczywiście Józio wydobywa ze mnie, w pewnym sensie, prawdziwe macierzyństwo. Jest naszym trzecim dzieckiem, a dopiero przy nim mam czas cieszyć się dłuuuuugo jego osiągnięciami. Pierwsze słowo wypowiedziane jasno i wyraźnie to "mama", po wielu miesiącach przekształcone na "mamusia". Wywołało we mnie radość nie z tej ziemi (powtarzał swoje nowe werbalne osiągnięcie przez cały dzień!). Kolejne słowa to amen, alleluja i tata. Pierwsze kroki postawił, gdy miał 2 latka. Długo je doskonalił, aby po roku już biegać, a w wieku 5 lat jeździć na trójkołowym rowerze. Nigdy nie myślałam, że to dziecko wydobędzie z nas tak wiele cierpliwości, radości oczekiwania i cieszenia się z tego, co jest.
Z wykształcenia jestem filologiem-logopedą i nigdy nie pracowałam w swoim zawodzie. A jednak pojawienie się Józia spowodowało, że powróciłam do domowej praktyki logopedycznej. Ćwiczenia, zabawy, terapia z synem uwolniły we mnie przestrzeń zupełnie zapomnianą. Dziś pomagam przyjaciółce prowadzić zajęcia dla dzieci w świetlicy kreatywnej. Odkryłam w sobie pasję tworzenia rzeczy pięknych, malowania na szkle, wyklejania, ozdabiania...
Józio jest dzieckiem bardzo radosnym, wrażliwym na muzykę. Ta wrażliwość przyczyniła się do tego, że wraz z mężem wzięliśmy do ręki instrumenty, a potem zaczęliśmy grać i śpiewać. Iwo wyciągnął odłożoną przed laty w kąt gitarę, "przeprosił się" ze śpiewnikiem. Ja odkryłam niezwykłą radość z gry na instrumentach perkusyjnych - tamburynie, bębenkach, shakerach.
Nie mogę pominąć jeszcze jednego aspektu, niezwykle dla nas ważnego. Narodziny Józia były dla nas czasem próby wiary i nowego przylgnięcia do Boga. Pamiętam ten lipcowy poranek, kiedy po nocy pełnej pytań "Dlaczego?", zaczęłam po prostu dziękować Bogu za takie dziecko, uwielbiać Go w darze, którego nie rozumiałam. I do dziś nie przestaję tego robić.
Gdy patrzę wstecz na te lata, widzę, że Józio wyzwala w nas zupełnie niespodziewaną twórczość. Jestem przekonana, że nie udałoby się nam nigdy żyć tak, jak żyjemy, bez obecności Józia.