Jak to dobrze, że polski sąd konstytucyjny nie zajął się sprawą aborcji. Kto dzisiaj decyzję sędziów traktowałby w tej sprawie poważnie?
Nie jest dla mnie problemem, iż są to byli, jeszcze nie tak dawno czynni politycy. W TK było wiele takich osób. Więcej, sędziów do Trybunału zawsze zgłaszają przecież politycy. Ich wzajemna znajomość jest oczywista. W 2006 r. wybrano do TK posła Marka Kotlinowskiego z LPR. Nie było komentarzy oskarżających go, że jest reprezentantem skrajnej prawicy. Wskazywano wręcz na tym przykładzie, że TK jest de facto unikatowym miejscem, którego autorytet każe wprost sędziom wybić się na wyżyny intelektualnej i aksjologicznej refleksji. Czemu zatem do TK zgłasza się osoby, które w rankingu najbardziej kontrowersyjnych polityków zeszłej kadencji, znalazłyby się zapewne w pierwszej dziesiątce?
Wybory czy casting?
Oczywiście, warto przypomnieć, że Krystyna Pawłowicz jest doktorem habilitowanym prawa. Więcej, sędzia Igor Tuleja (znany z krytyki zmian ustrojowych dokonanych przez PiS), doceniał jej odległą już działalność akademicką. Są to jednak czasy, jak wskazano, odległe. TK słynący z zasiadania w nim niekwestionowanych autorytetów w zakresie prawa, zasili była polityk, znana niestety głównie z ciętego i ostrego języka oraz krytyki zapisów Konstytucji, co do której będzie przecież się odnosić w codziennej służbie sędziowskiej. Pytania o wybór Stanisława Piotrowicza są nie mniej istotne. Nie jest on uznanym znawcą lub badaczem prawa. Jak sam wskazywał w tym tygodniu, od kilkunastu lat nie jest też prokuratorem. Jego życiorys jest natomiast tak skomplikowany, że pytanie Piłata: „czym jest prawda?” pojawia się na ustach automatycznie. Fakt, iż był członkiem PZPR szokuje, ale wspomniany powyżej prof. Rzepliński także należał do tej partii. Dlaczego jednak jeden z tysięcy prokuratorów kierowany jest do kluczowego w Polsce organu sądowego? Dlaczego partia rządząca nie postawiła na zasiadające w jej gronie autorytety nauki prawa, jak chociażby prof. Zbigniew Rau czy prof. Michał Seweryński?
Banał-trybunał
Nie znamy odpowiedzi na te pytania. Wiemy jednak, że autorytet, jaki TK miał przez kilka dekad funkcjonowania, nagle zniknął. Nie jest problemem, że jego prezes pani Julia Przyłębska nie ma doktoratu ani habilitacji. Jerzy Stępień, prezes TK w latach 2006- 2008, także go nie miał, choć liczne media określały go mylnie mianem profesora. Prawdziwy problem polega na tym, że orzeczenia Trybunału nie są już obecnie obiektem ożywionej dyskusji akademickiej. Liczba rozpatrywanych spraw dramatycznie spada, a Rzecznik Praw Obywatelskich chyba traci nadzieję, że kierowane przez niego sprawy kiedykolwiek zostaną rozpatrzone. Parafrazując kultową wypowiedź z filmu „Rejs”, możemy stwierdzić: „W Trybunale Konstytucyjnym, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Dialogi niedobre… Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje”.
Z całą pewnością wybór nowych sędziów TK wzbudzać będzie jeszcze wiele emocji. Wielu stwierdzi, iż wybory te odbyły się zgodnie z literą prawa. Czy jednak odbyły się one zgodnie ze smakiem owego prawa?
Autor jest dr. hab. nauk prawnych, socjologiem prawa i pedagogiem, wykładowcą akademickim i publicystą, prowadzi blog na stronie gosc.pl
Błażej Kmieciak